W kinie: Hiszpański Cyrk

 

HISZPAŃSKI CYRK
polska premiera: 17.03.2011 (Tydzień Kina Hiszpańskiego)
reż. Álex de la Iglesia

moja ocena: 7/10

 

Spotkanie z niesamowitym „Hiszpańskim Cyrkiem” już po kilkunastu minutach jasno ukazuje powody, dla których Quentin Tarantino nagrodził ten film i jego reżysera Srebrnym Lwem na MFF w Wenecji w roku ubiegłym. Amerykanin najpewniej dostrzegł w nim hiszpańską wersję własnych „Bękartów Wojny”, choć mocno podrasowaną historycznym symbolizmem. Na pierwszy rzut oka najnowsze dzieło Álexa de la Iglesii nie odbiega jakoś znacząco od wcześniejszych jego filmów. W „Hiszpańskim Cyrku” znów pojawia się tarantinowska przemoc w dużej dawce, czarny, groteskowy humor czy kuriozalni bohaterowie ze społecznego marginesu, mocno odbiegający od pojęcia normalności. Tym razem jednak barwny styl Iglesii jest przede wszystkim formą, kryjącą głębszą treść. Film rozpoczyna się w 1937 roku w trakcie trwania wojny domowej. Do cyrku wpada grupa republikańskich żołnierzy, która wciela pod przymusem w swoje szeregi członków cyrkowej trupy i nakazuje im walczyć. Desperackie stracie zbrojne kończy się rzezią i zwycięstwem wojsk prawicy, ci, którzy przeżyli, trafiają do więzienia lub obozów koncentracyjnych i są zmuszani do pracy na rzecz reżimu. Wśród uwięzionych jest mężczyzna – cyrkowy klaun i ojciec młodego chłopaka, Javiera. Dziecko często odwiedza skazanego ojca, który zaszczepi w nim nie tylko fatalistyczne powołanie do rodzinnej profesji, ale też żądzę zemsty, co na zawsze zdeterminuje życie chłopaka. Ojciec zginie w czasie pracy nad Valle de los Caidos (Doliną Poległych), ale wspomnienie jego słów pozostanie w dziecku na zawsze.

Większa część akcji „Hiszpańskiego Cyrku” toczy się jednak w pierwszej połowie lat 70., w schyłkowej erze frankistowskiego reżimu. Javier jest dorosłym człowiekiem, który zatrudnia się w cyrku, gdzie będzie odgrywać rolę smutnego klauna. Zakocha się w ślicznej akrobatce, związanej z brutalnym furiatem i cyrkową gwiazdą, wesołym klaunem Sergio. Rywalizacja o względy lekkomyślnej piękności, która nie umie się zdecydować, czy woli agresywnego, ale pełnego pasji amanta czy statecznego, miłego mężczyznę, doprowadzi do tragedii i rozbije cyrkową trupę. Javier i Sergio na zawsze zostaną złączeni pragnieniem zemsty i odzyskania uczucia dziewczyny. Ta dwójka w filmie Iglesii uosabia także dwie strony hiszpańskiego konfliktu, a krwawe i szaleńcze starcia między nimi stanowią swoistą alegorię frankistowskiego totalitaryzmu, który brutalnością i zwodniczą ideologią zabija wszystko to, co w ludziach piękne i szczere. Podobne wnioski miał Chilijczyk Pablo Larraín, którego wizję destrukcyjnej siły totalitarnego państwa wobec jednostek mogliśmy oglądać w kameralnym „Post Mortem”.

Film Álexa de la Iglesii jest dziełem na wskroś wizjonerskim. Na płaszczyźnie symboliki, choć dość oczywistej, prawie tak pieczołowitym i przemyślanym jak „Labirynt Fauna”, na poziomie formy dopracowanym w najdrobniejszym szczególe. Początkowa scena walki republikanów z faszystami, z klaunem biegającym z maczetą w roli głównej to esencja brawurowej, widowiskowej przemocy w duchu Tarantino. Hiszpan niejednokrotnie przesadza z jej intensywnością, nawet jeśli zgrabnie wplata między krwawe sceny lekki, slapstickowy humor. „Hiszpański Cyrk” w przeciwieństwie do „Bękartów Wojny” to jednak zrealizowane z pasją i fantazją kino polityczne, kryjące w sobie tyleż walorów rozrywkowych, co smutnej i gorzkiej refleksji. Nie powinniśmy o tym zapominać, gdy niejednokrotnie zaśmiejemy się z nieporadności cyrkowych artystów czy też skrzywimy na widok skóry przypalanej żelazkiem. „Hiszpański Cyrk” pokazywany będzie jeszcze dwukrotnie w Warszawie, a potem też w innych miastach w ramach Tygodnia Kina Hiszpańskiego, nie przegapcie tego filmu.

 

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=Ura85FQoUl4&feature=related]

 

***