W kinie: Wstyd

 

WSTYD
polska premiera: 24.02.2012
reż. Steve McQueen

moja ocena: 7.5/10

 

Steve McQueen dotyka czułej struny: oto bowiem stawia w centrum swojej fabuły Brandona – przystojnego mężczyznę, modnego kawalera, dobrze sytuowanego człowieka sukcesu. Wzór do naśladowania dla każdego nowoczesnego singla. Z tym że ten ideał we „Wstydzie” sięga bruku. Nieskrępowana wolność (w tym seksualna), jaką cieszy się Brandon, uczyniła z niego niewolnika odartych z uczuć własnych popędów, który emocjonalną pustkę potrafi wypełnić tylko i wyłącznie mechanicznymi doznaniami seksualnymi. Czysta fizjologia – zero miłości. Brandon nie umie radzić sobie z uczuciami – paraliżuje go prawdziwa bliskość z kobietą, nie znajduje porozumienia z własną siostrą. „Wstyd” jako przenikliwie smutna i boleśnie doskwierająca wiwisekcja wielkomiejskich ideałów współczesnych czasów nieznośnie burzy naszą wygodę światopoglądową. Poczucie psychicznego dyskomfortu budzi głównie to, że Brandon znosi swoje cierpienie ze stoickim wręcz spokojem, rozumiejąc beznadzieję własnego położenia i nawet w najbardziej dramatycznym momencie zamiast podjąć konkretne, egzystencjalne decyzje, wraca do punktu wyjścia, w którym znów nieśmiało, acz pożądliwie spogląda na ładną nieznajomą z metra. Osobista, mała stabilizacja i wolność totalna kosztują czasem zbyt wiele, a zamiast spełnionego, szczęśliwego człowieka mogą stworzyć emocjonalną kalekę.

 

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=arD1Hmjlqag]