W kinie: Promised Land

promised-land

 

PROMISED LAND
polska premiera: 22.02.2013
reż. Gus Van Sant

moja ocena: 6/10

 

Pochwała małomiasteczkowych klimatów i naturalnych więzi społeczny, które w czasach współczesnych stają się coraz bardziej reliktem przeszłości, sentymentalnym anachronizmem i synonimem zacofania. W „Promised Land” dodatkowo obrywa się wielkim korporacjom, które dążąc do pomnażania własnych zysków, nie liczą się z nikim i niczym. Dwoje pracowników takiego przedsiębiorstwa przyjeżdża do małej miejscowości w Pensylwanii, by za bezcen wykupić od lokalnej społeczności ich ziemię pod odwierty gazu łupkowego. To niezły interes, ale też niosący za sobą ekologiczne zagrożenia. Przedstawiciele korporacji nie są do końca złymi i bezwzględnymi ludźmi, ale by udowodnić swoje człowieczeństwo będą musieli opowiedzieć się po stronie lokalnej społeczności. „Promised Land” to nad wyraz zgrabnie poprowadzona historyjka, mimo jednostronnego przekazu uwalniająca się od nachalnego lewactwa emanującego choćby z kina Kena Loacha. Bardzo amerykańska moralistyka filmu jest tyleż nieznośna, ile krzepiąca i budująca, czyniąca z obrazu Gusa Van Santa kino wręcz familijne. Zaś tematyka związana z gazem łupkowym, w Polsce uważanym za zbawienie dla rodzimego sektora energetyczna, mogłaby się stać pretekstem do nieco bardziej merytorycznej i odpowiedzialnej dyskusji niż to, co ma aktualnie miejsce.

 

[youtube=https://www.youtube.com/watch?v=AHQt1NAkhIo]