W kinie: Żyła sobie baba

zylasobiebaba

 

ŻYŁA SOBIE BABA
polska premiera: 15.03.2013
reż. Andriej Smirnow

moja ocena: 7/10

 

Rosyjskie kino historyczne przyzwyczaiło nas do epickich fresków, w których ostentacyjna teatralność mieni się nieznośnym patosem i nadętym rozmachem niczym odpustowe świecidełko. Nieśmiało przetaczający się w ubiegłym miesiącu przez nasze kina film Andrieja Smirnowa, choć opowiada o historii Rosji – burzliwych pierwszych dekadach XX w. – unika zamaszystej perspektywy, przenosząc ją do skali mikro. To oczami Warwary, tytułowej baby, oglądamy najpierw rosyjską, patriarchalną wieś, a potem upadek starego świata po triumfie komunizmu i obaleniu caratu. Czerwona rewolucja, głód, chłopski bunt, wysiedlenia to na typowej, rosyjskiej wsi po prostu ciąg bezrefleksyjnych wydarzeń, którym trzeba jakoś stawić czoła. Zsyłają one na babę same nieszczęścia, personalizujące się pod postacią mężczyzn, żołnierzy i chłopów – gwałcących, wykorzystujących, poniewierających prostą kobietę. U Smirnowa, nie da się ukryć, Warwawa symbolizuje Rosję. Poprzez jej nieszczęsny los, składający się w nieprzerwane pasmo krzywd i zwierzęcego okrucieństwa wymierzanych przez bezwzględnych rodaków w spodniach, Smirnow maluje „Rosjan portret własny”, któremu przyglądanie się dla każdego powinno być solą w oku.

 

[youtube=http://www.youtube.com/watch?v=1du4InnifI0]