W kinie: Gość

gosc

 

GOŚĆ
polska premiera: 31.10.2014
reż. Adam Wingard

moja ocena: 6.5/10

 

Dawno nie widziałam filmu tak idealnie wyprofilowanego pod jeden, konkretny cel – jednoznacznie rozrywkowy. Adam Wingard wiedział, co chce zrobić i ani przez chwilę w “Gościu” nie udaje, że jest inaczej. Nic kompletnie nie dzieje się tu na serio. Reżyser żongluje filmowymi kliszami niczym wytrawny, cyrkowy kawalarz. Tak dobrze nurkuje w absurdach i kiczu, jakby to była najłatwiejsza rzecz na świecie. Opowiada czerstwe żarty z zapałem, którego Karol Strasburger może mu tylko zazdrościć. A zapowiada się dość niewinnie. Pewnego dnia do drzwi zwyczajnego domu w jakiejś małej mieścinie puka mężczyzna z plecakiem. Podaje się za kumpla z wojska zmarłego członka tej rodziny. Pogrążeni w żałobie krewni przyjmują nieznajomego pod swój dach. Tym bardziej, że David wydaje się być całkiem sympatycznym i normalnym facetem. Nic bardziej mylnego. Gość okazuje się Jasonem Bournem z iście psychopatycznymi skłonnościami. Film Wingarda wygląda jak drugoligowe kino sensacyjne, które w latach 90. pokazywano w raczkujących, prywatnych, polskich telewizjach. Kanciasty, elektroniczny soundtrack brzmi jak żywcem wycięty z jakiegoś kina klasy B z lat 80. Oparta jednak na czymś tak oczywistym komedia, byłaby zbyt prosta, ale od czego mamy tu Dana Stevensa w roli tytułowej. Jego parodystyczne aktorstwo mimiczne jest wręcz wyborne, nie można było wymyśleć tego lepiej. Dodatkowo bardzo rozbawił mnie fakt, jak w finale “Gościa” Wingard ze Stevensem drwią sobie z duetu Refn-Gosling – doskonale wystudiowanego klimatu ich wspólnych filmów czy manier reżyserko-aktorskich. Doceniam zgrywę, klaszczę za jej tak udane wyegzekwowanie. Umówmy się, że w sumie ten cały “Gość” to taki żart z kategorii odgrzewanych kotletów, ale mimo to bawi wyśmienicie.

 

[youtube=https://www.youtube.com/watch?v=kbfcvJ5Id5I]