W kinie: Mountains May Depart (Cannes)

mmd

 

MOUNTAINS MAY DEPART
Festival de Cannes 2015
reż. Jia Zhang-ke

moja ocena: 7/10

 

Na początku oglądamy dziwne intro. Grupa młodych ludzi wykonuje ekstatyczny taniec w rytm „Go West” Pet Shop Boys. Zresztą ten muzyczny motyw powróci również w końcówce, stanowiąc fajną klamrę dla całości filmu. Na pierwszym planie zespołu tancerzy widać Tao – młodą kobietę, której wybór pomiędzy dwoma mężczyznami: bogatym biznesmenem i zwykłym pracownikiem kopalni zdeterminuje losy wielu ludzi na przestrzeni blisko ćwierćwiecza. „Mountains May Depart” rozpoczyna się w 1999 roku od prostej historii miłosnego trójkąta, by na przestrzeni kolejnych lat (roku 2014 i 2025, ale już w Australii) zmienić się w nostalgiczną, uroczo prostą opowieść o chińskiej pogoni za Zachodem i naśladownictwem tamtejszych zwyczajów, asymilacyjnych problemach Chińczyków, którzy zdecydowali się kraj opuścić i jednocześnie ich mocnym, acz nie zawsze w pełni uświadomionym przywiązaniu do korzeni i pierwotnej kultury. Dziwnie zmontowana (trochę to wszystko nadaje efektu, jakby film był jeszcze w roboczej wersji) epizodyczna struktura sprawia wrażenie nie do końca koherentnej. Jia Zhang-ke to jednak taki typ reżysera, który świetnie potrafi opowiadać swoje historie. Ta z „Mountains May Depart” wydaje się być jedną z jego najbardziej czytelnych i uniwersalnych. Na tle innych, często słabych propozycji konkursowych, ta z Chin wzbudziła moją największą sympatię.

 

***
Kasia w Cannes powered by: