66. Internationale Filmfestspiele Berlin (3)

0crosscurrent

CHANG JIANG TU
reż. Yang Chao

moja ocena: 6/10

 

Realizm magiczny po chińsku. Opowieść o poszukiwaniu wiecznej miłości, upływie czasu i zmianach, jakie zachodziły w Państwie Środka w ostatnich dekadach – snute w onirycznej, romantycznej formie. Pokazane jako podróż-odyseja po rzece Jangcy, którą odbywa młody kapitan, podążając za miejscami wspomnianymi w znalezionym, anonimowym zbiorze poezji do źródła rzeki. Rytm tej podróży wytyczają wersy poszczególnych utworów literackich oraz wyobraźnia bohatera, który mierzy z przeszłością i teraźniejszością – własną i bardziej uniwersalną, realną i wyimaginowaną. Film Yanga Chao mógłby właściwie nie mieć żadnej fabuły, choć posiada jakiejś jej szczątki, nie mają one większego znaczenia. Kluczem do interpretacji filmu są buddyjskie wierzenia i wyobrażenia o świecie, które wespół ze słowami wierszy, jakimi zaczytuje się główny bohater i majestatycznymi, chropowatymi zdjęciami dorzeczy rzeki pozwalają widzowi płynąć razem z tą opowieścią. Niespiesznie, sennie, łagodnie.

 

deathinsar

SMRT U SARAJEVU
reż. Danis Tanović

moja ocena: 4.5/10

 

Najwyraźniej według Danisa Tanovicia na Bałkanach ciągle nie dzieje się dobrze i należy o tym mówić. I niestety przy tym się powtarzać. Mimo że na terytorium państw byłej Jugosławii nie toczą się już żadne większe konflikty zbrojne, u wielu ludzi rany doznane w wyniku dramatycznych zdarzeń z przeszłości bliższej i dalszej ciągle się nie zagoiły – zdaje się mówić reżyser z Bośni. Dodatkowo oliwy do bałkańskiego kotła dolewa przynależność niektórych krajów regionu do europejskiej wspólnoty, której chyba nie do końca czują się równoprawną częścią. Nad tymi wszystkimi zawiłościami historii i obecnej sytuacji Bałkan Tanović koncentruje się w mikroskali – na przykładzie społeczności hotelowych pracowników w przededniu celebracji rocznicy zabójstwa cesarza Franciszka Ferdynanda, przy okazji której w Sarajewie ma się odbyć też spotkanie ważnych, unijnych polityków. Mieszkańcy Bałkanów uważają, że zamach z 1914 roku dał początek współczesnej, wielkiej Jugosławii, a że jej rozpad to bolesna część regionalnej historii, mają co do oceny tego zdarzenia zdania dość podzielone. Podzieleni są też pracownicy hotelu… (czytaj dalej)

 

0cartas

CARTAS DE GUERRA
reż. Ivo M. Ferreira
zobacz zwiastun >>>

moja ocena: 5.5/10

 

Mam wrażenie, że tego typu film oglądam na każdym festiwalu: uciekający od tradycyjnej narracji, czarno-biały obraz wojennej traumy, jaką przeżyła jakaś nacja. W “Cartas de Guerra” tym narodem są Portugalczycy, którym krwawy rachunek po kolonializmie wystawiła Angola na początku lat 70. Tamta wojna jest ponoć dla nich tym, czym dla Amerykanów Wietnam. Rany tam zadane były więc bardzo bolesne. Ferreira jednak zupełnie odrealnia te wydarzenia, nie tylko dlatego, iż pokazuje je w monochromatycznych barwach. Afrykański front wygląda u niego baśniowo i egzotycznie (ktoś tu chyba oglądał “Tabu” Gomesa), żołnierze są przystojni, dość czyści, wrażliwi i całkiem inteligentni. Główną oś narracyjną dla filmu stanowią natomiast tęskne listy, które pisali do siebie wojskowy lekarz i jego ciężarna małżonka, pozostawiona w kraju. Ich bajkowa stylistyka usypia w tempie najładniejszej kołysanki.

 

aloneinbe

ALONE IN BERLIN
reż. Vincent Perez

moja ocena: 3.5/10

 

Starsze małżeństwo, dowiedziawszy się, że na froncie zginął ich jedyny syn, postanawia powziąć zemstę na kłamcy, który pozbawił życia ich dziecko – Adolfie Hitlerze. Trwa wojna, Niemcy są w ofensywie, a Anna i Otto to prości, poczciwi ludzie, którzy być może nawet nigdy nie słyszeli określenia “ruch oporu”. By wyrazić swój sprzeciw wobec tyranii, mężczyzna zaczyna pisać kartki pocztowe z hasłami nawołującymi do buntu i krytykującymi nazistowski reżim, które później oboje porzucają w miejscach publicznych. Śledztwo w sprawie tych incydentów zaczyna w końcu prowadzić nadgorliwy inspektor policji. Streszczenie fabuły filmu nie zwiastowało niczego dobrego, choć jego obsada (Thompson, Gleeson, Brühl) nakazywała przyjrzeć się sprawie. Nie było warto. “Alone in Berlin” stworzono wg najbardziej banalnych, hollywoodzkich standardów. Tym samym nie znaleziono w filmie miejsca ani na pogłębiony rys psychologiczny postaci, ani na nieco bardziej wyrazistą formę narracyjną. Otrzymaliśmy za to nudną, trywialną laurkę o dzielnych ludziach, o której prędko chce się zapomnieć.

 

 

***

Kasia na Berlinale powered by:
filmaster

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.