W kinie: Barany

barany

 

BARANY. ISLANDZKA OPOWIEŚĆ
polska premiera: 12.02.2016
reż. Grímur Hákonarson

moja ocena: 7/10

 

Małe, ale prawie wielkie kino. Połączenie oszczędnego stylu „Prostej Historii” Davida Lyncha i apokaliptycznej wizji ala Lars von Trier w „Melancholii”. To pierwsze przychodzi na myśl, dlatego że operując absolutnie minimalistycznymi środkami Grimur Hakonarson, opowiada kompletną, skromną i momentami szalenie wzruszającą opowieść o rodzinnym pojednaniu po latach. Apokalipsa w skali lokalnej w „Baranach” dotyka małej społeczności, ale dla niej ma wymiar totalny – w jakimś stopniu kończy się bowiem świat, jaki znają i w jakim przez wiele funkcjonowali. Na tym tle historia zwaśnionych braci, którzy mają stracić swoje stada owiec – jedyną rzecz, na jakiej naprawdę im zależy i której poświęcili się bez reszty – zostaje naznaczony egzystencjalnym dramatyzmem. W obliczu straty i końca świata to, co zostaje to drugi człowiek i to w nim należy szukać wsparcia, nadziei i zrozumienia, o czym zdaje się przekonywać Hakonarson. A robi to w przepiękny sposób.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.