W kinie: Toni Erdmann

tonierd

 

TONI ERDMANN
Festival de Cannes 2016
reż. Maren Ade

moja ocena: 8/10

 

Ines to wiecznie zapracowana konsultantka, która pracuje w Bukareszcie. Podczas krótkich odwiedzin w rodzinnym domu w Niemczech jej ojciec spostrzega, że córka chyba nie jest szczególnie szczęśliwa. Winfried to poczciwy człowiek i trochę naiwny zgrywus, który uwielbia żarty i maskarady. Chcąc spędzić z Ines trochę czasu i ją rozweselić, mężczyzna przyjeżdża więc znienacka do Rumunii, zaskakując tym samym Ines. Skupiona na ważnym projekcie kobieta, biegnąca z jednego spotkania na kolejne, nie ma jednak czasu, by zajmować się ojcem. Ten decyduje się więc opuścić Bukareszt i wrócić do życia córki w pokracznym przebraniu jako Toni Erdmann – swojsko obleśny biznesmen, coach i ambasador Niemiec (w zależności od potrzeby chwili), prezentujący wyjątkowo wyluzowane podejście do życia. Konfrontacja stresującej, korporacyjnej monotonii Ines i nieskrępowanego, nieobliczalnego humoru Toniego poprzestawia kilka rzeczy w posępnej egzystencji kobiety. W “Tonim Erdmannie” bezpretensjonalny dowcip przeplata się z całkiem poważnymi spostrzeżeniami na temat pozycji kobiet w ciągle zmaskulinizowanym świecie biznesu czy niełatwych relacji między dziećmi i ich rodzicami. Ines pracuje w męskim środowisko, które doceniając jej kompetencje i wiedzę, jednocześnie ciągle zmuszając ją do wątpienia we własne kwalifikacje. Bohaterka w końcu (dosłownie!) zrzuci z siebie cały kostium korporacyjnym konwenansów, obnażając całą płytkość i parodię świata, w jakim żyła i pracowała. Angażując w swoją codzienność sympatycznie prostackiego Toniego Erdmanna, pozwoli ojcu na ingerencję we własne życie – taką niemalże na kształt popularnych za Oceanem przyjacielskich interwencji. To też być może ostatni raz, gdy Ines dopuszcza ojca tak blisko – czyż bowiem relacje między rodzicami i dorosłymi dziećmi nie są ciągiem nieustających rozstań z obrzędami dawnego, wspólnego życia i godzeniem się z niezależnością tych drugich? Sukces filmu Maren Ade zależy w takim samym stopniu od reżyserki, jak i odtwórców głównych ról – znakomitej Sandry Hüller i Petera Simonischka. Ona to posągowa blondynka o chłodniejszym i dość powściągliwym usposobieniu, on – swojski, nieco przaśny starszy pan. W duecie wypadli wręcz śpiewająco, nawet dosłownie – gdy wykonali w pewnym momencie piosenkę Whitney Houston.

 

***
Kasia w Cannes powered by:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.