W kinie: Czerwony Żółw (Cannes)

tortuered

 

CZERWONY ŻÓŁW (LA TORTUE ROUGE)
Festival de Cannes 2016
reż. Michael Dudok De Wit

moja ocena: 7/10

 

Na styku kultur (europejskiej i japońskiej, uosabianych kolejno przez francuskich filmów i kultowe, japońskie Studio Ghibli), na pograniczu animacyjnych technik (klasycznej i cyfrowej, ultra nowoczesnej – Cintiq) powstało dzieło, które swoją prostotą, magią i subtelnością zawstydza wszystkie egzystencjalne, bombastyczne poszukiwania filmowe Terrence’a Malicka dotyczące człowieka i świata z ostatnich lat. Rozbitek trafia na bezludną wyspę na środku bezkresnego oceanu, cudem przeżywszy potężny sztorm. To miejsce nieskalane ludzką ręką, na którym wśród bujnej zieleni bambusowych lasów i czystych, piaszczystych plaż w spokoju rezydują różnego rodzaju istoty – ptaki, kraby, żółwie. Mężczyzna gdy oswoi się już z otoczeniem, stając się kimś na wzór Robinsona Crusoe, będzie starał się za wszelką cenę z wyspy wydostać. Jego prowizoryczną tratwę jednak wielokrotnie coś będzie wstrzymywać, gdy tylko oddali się zbyt daleko od brzegu. Mężczyzna będzie musiał pogodzić się więc z losem i znaleźć sobie miejsce w tym ekosystemie. Gdy to uczyni, jego wysiłki zostaną w zaskakujący sposób nagrodzone przez matkę naturę. “Czerwony Żółw” stanowi piękną, bezpretensjonalną metaforę cyklu ludzkiego życia. W filmie nie ma dialogów, urokliwa, subtelna ścieżka muzyczna to jedyne dźwięki, jakie słychać z ekranu. W ten sposób cudownie można skupić się na przesłaniu “Czerwonego Żółwia” – czasem bowiem najprostsze, minimalistyczne środku absolutnie wystarczają, by mówić o spektakularnie monumentalnych rzeczach.

 

***
Kasia w Cannes powered by:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.