ZABLIŹNIONE SERCA
32. Warszawski Festiwal Filmowy
reż. Radu Jude
moja ocena: 7/10
Luźno oparty na prozie nieco zapomnianego modernisty Maxa Blechera film to urzekająca surrealistycznym humorem i melancholijną nostalgią opowieść o pobycie młodego studenta w osobliwym sanatorium położonym nad Morzem Czarnym, gdzie kurują się osoby cierpiące na poważne dolegliwości związane z układem kostno-szkieletowym. 20-letni Emmanuel, syn żydowskich kupców, sam cierpi na gruźlicę kości. Mimo że doskwiera mu ból, a sytuacja nie wygląda zbyt ciekawie, zarówno student, jak i inni kuracjusze starają się wieść w ośrodku znośne, niepozbawione różnych, małych przyjemności życie. Bawią się, świętują, dyskutują, zakochują. Choć to zarówno w epizodycznej formie, jak i w absurdalnej, przerysowanej fabule film dość ekstrawagancki i farsowy (i w tym przypominający wcześniejsze dzieło Radu Jude – “Aferim!”), kryje się w nim jakieś mroczne, drugie dno. Mamy bowiem koniec lat 30., za chwilę legnie w gruzach stary porządek na świecie, spokojna egzystencja w czarnomorskim sanatorium ma więc w sobie coś z klimatu ostatniego balu na Titanicu. Ostatnim razem tak cudowny, tragikomiczno-katastroficzny nastrój mieliśmy w “Grand Budapest Hotel” Wesa Andersona, z którym wiele punktów stycznych mają też “Zabliźnione Serca”.
***
Kasia na WFF powered by: