W kinie: Gwiazda Szeptów

gwiazdaszep

 

GWIAZDA SZEPTÓW
10. Pięć Smaków
reż. Sion Sono

moja ocena: 6.5/10

 

Piękno totalne jest zamknięte w absolutnie każdym kadrze tego filmu – najskromniejszego i najbardziej intymnego dzieła jednego z najbardziej fascynujących twórców azjatyckiego kina. Okazuje się, że gdy Siona Sona nie ponosi fantazja i uwielbienie dla żonglowania filmowymi gatunkami, ma on do opowiedzenia równie zacne historie. Zabiera nas w kosmiczną podróż po post apokaliptycznym wszech świecie, w którym ludzkość jest bliska wyginięcia, ale jej dziedzictwo w osobliwych gestach, zachowaniach, a także fizycznych artefaktach zachowała humanoidka Yoko. Ma ona misję do wykonania – musi dostarczyć powierzone jej przesyłki do adresatów, dlatego właśnie samotnie przemierza galaktykę w swoim przytulnym statku kosmicznym. W jego wnętrzu oddaje się typowo ludzkim czynnościom – pije herbatę, sprząta, gdy odwiedza różne planety też fascynuje się prostymi rzeczami, jak jazda na rowerze czy papierosy. Za człowieczymi odruchami Yoko kryje się z jednej strony smutna konstatacja Sono o nieuchronnym przemijaniu ludzkości, z drugiej – nostalgia za tymi zupełnie niespektakularnymi świadectwami jestestwa naszego gatunku. Głęboko egzystencjalny przekaz “Gwiazdy Szeptów” dopełnia strona formalna filmu: majestatyczne, czarno-białe zdjęcia kręcone w posępnych, opuszczonych miasteczkach prefektury Fukushima (każde z nich to osobne, małe dzieło sztuki), nieliczne dialogi wypowiadane przez bohaterów szeptem zamiast normalnym tonem głosu, poetycko niespieszne tempo odliczane według znajomych, acz w kosmicznej rzeczywistości Yoko całkowicie bezsensownych, jednostkach czasu. Mogła by być “Gwiazda Szeptów” nieoszlifowanym diamentem kina postapo. Nie jest nie tylko dlatego, iż przemyślenia w niej zawarte są w gruncie rzeczy bardzo proste, ale też z powodu tego, iż czasem grzęzną w tej wyciszonej powściągliwości filmowej formy, którą zaskakująco wybrał Sion Sono. Ciągle moim ulubionym, tegorocznym filmem w kategorii postapokaliptycznej fantastyki pozostaje zupełnie nieodkryte przez selekcjonerów polskich festiwali “The Open” Marca Lohare’a.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.