W kinie: Wielki Mur

greatwall

 

WIELKI MUR
polska premiera: 13.01.2017
reż. Yimou Zhang

moja ocena: 4/10

 

“Wielki Mur” to przykład takiej sztuki filmowej, która generalnie powstaje wtedy, gdy krajowa kinematografia zbyt natarczywie chce stworzyć dzieło patriotyczne, zakorzenione w lokalnej kulturze, tradycji i legendach. Czy jest bowiem coś bardziej ikonicznego w Chinach niż Wielki Mur? Wokół niego stworzono całą historię dzielnej, wiernej armii (Czarnej Straży z “Gry o Tron” można by rzec), broniącej ludzkość, świat Wschodu i Zachodu, przed dziwnymi przybyszami z kosmosu, którzy chcą i mogą ją unicestwić. Na szczęście dla prawych i walecznych Chińczyków w ich twierdzy w kluczowym momencie pojawia się biały człowiek z łukiem, który potrafi wyrzec się własnych celów i egoizmu oraz przyłączyć się do tego kolektywu, by u jego boku stoczyć ostateczną walkę w obronie świata. Dlaczego William w kilka godzin z zawadiackiego łotra, napędzanego siłą pieniądza, postanawia przemienić się w gotowego na każde poświęcenie, dzielnego wojaka, w sumie nie bardzo wiadomo. Wiadomo natomiast dlaczego Matt Damon zdecydował się zagrać w tym filmie – dokładnie z tych samych, dlaczego Carlos Tévez zasilił szeregi piłkarskiej ekstraklasy w Chinach. Amerykanin nie miał specjalnie, czego w filmie zagrać, ale przynajmniej trochę sobie pobiegał i postrzelał z łuku, więc pewnie na planie nieźle się mógł bawić. Sam “Wielki Mur” to zaś efektowna i totalnie bzdurna produkcja, za którą taki Yimou Zhang – twórca świetnych przecież widowisk pokroju “Hero” czy “Domu latających sztyletów” – powinien się naprawdę wstydzić. Sprawia ona wrażenie, jakby na siłę łączyła estetykę i kulturę Państwa Środka z popcornową papką z Hollywood. W “Wielkim Murze” widziałam nie tylko wspomnianą “Grę o Tron”, ale też “Władcę Pierścieni” czy “Park Jurajski” – prawie wcale natomiast błyskotliwego rozmachu dawnych dzieł Yimou .

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.