W kinie: Piękna i Bestia

beatyandb

 

PIĘKNA I BESTIA
polska premiera: 17.03.2017
reż. Bill Condon

moja ocena: 4.5/10

 

Zadałam sobie trud i właściwie jeden film po drugim oglądnęłam starą, disneyowską “Piękną i Bestię” i tą najnowszą. Niestety dzieło Billa Condona przegrywa pod każdym względem z animacją z lat 90. Pierwszy problem polega na tym, że faktycznym pierwowzorem dla odświeżonej, fabularnej “Pięknej i Bestii” nie jest klasyczna produkcja z 1991 roku, ale broadwayowski musical. Z nowymi piosenkami i dopowiedzianymi niektórymi wątkami, które kiedyś pominięto. Dlatego też nowy film jest długi. Za długi. Nie wyobrażam sobie, że ta najmłodsza publiczność będzie się w stanie skupić się na tej historii przez ponad 2 godziny. Raczej nie przypadnie jej też do gustu dość mroczna, ponura scenografia, którą oglądamy przez większość fabuły. Dorośli widzowi, którzy wrócą do “Pięknej i Bestii” po latach, mają zaś prawo czuć się rozczarowani tym, jak potraktowano drugoplanowych bohaterów tej opowieści. Bo umówmy się – Bella, Bestia i Gaston ze swoim kompanem to być może ważne i kluczowe postacie, ale czar animowanego filmu tkwił w przemienionej w domowe sprzęty pałacowej służbie. Ich nadziejach i staraniach w tym, by pojawienie się dziewczyny w zapuszczonym zamczysku odwróciło w końcu ich tragiczny los. Ich pełna czułości i opiekuńczości relacja z Bestią. W filmie fabularnym pozbawione są one jednak osobowości i charakteru, którymi ewidentnie były obdarzone te animowane. Najbardziej znana piosenka z “Pięknej i Bestii”, czyli “Gościem bądź”, gdy ożywione bibeloty zapraszają Bellę na ucztę, to obok słynnej sekwencji w sali balowej (będącej krokiem milowym w wykorzystaniu technologii trójwymiarowej w kinie animowanym), najcudowniejsze momenty starej produkcji. W wersji najnowszej scena z kolacją wygląda kiczowato i bulwarowo. Widać, że kosztowała niemało, ale jej efekt jest tani, by nie powiedzieć – tandetny. Fabularyzowana scena balowa nie ma natomiast w sobie nic z epickości i magii animowanego pierwowzoru. Efektowna pozostała jedynie kanarkowa suknia Belli. W nowym filmie ciekawie zaś pokazano relację narcystycznego Gastona i jego wiernego giermka Le Fou, dodając jej pikanterii wyraźnymi, homoseksualnymi aluzjami. Mam też trochę problem z obsadą. Emma Watson wygląda nawet ślicznie i wiarygodnie stara się wyobrażać sobie to, co dodano w jej scenach komputerowo w studiu, ale jej uroda jest jednak mało spektakularna (a Bella to przecież największa piękność w okolicy!). Gastona średnio wyczuł Luke Evans. Bardzo lubię tego aktora, ale mam wrażenie, że pomylił on “Piękną i Bestię” z przyziemną komedią. Gra z jakąś taką absurdalną zgrywą i groteskową – w kontekście klimatu filmu – manierą. Spłaszczono też przekaz tej historii. Animacja była opowieścią o tym, jak rezolutna, inteligentna, wyemancypowana dziewczyna radzi sobie w męskim świecie, gdzie otaczają samce o trudnym charakterze, których okiełznać można oferując im stereotypowo kobiece atrybuty – opiekuńczość, serdeczność, uczucie. U Condona “Piękna i Bestia” staje się po prostu kostiumowym, musicalowym melodramatem.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.