W kinie: Gold

gold

 

GOLD
polska premiera: 17.03.2017
reż. Stephen Gaghan

moja ocena: 4/10

 

Mam właściwie jedną reakcję na ten film: nie. Na tym mogłabym poprzestać, bo naprawdę szkoda wysiłku i energii, by zagłębiać się mocniej w te popłuczyny po “Wilku z Wall Street”. Hollywood nie od wczoraj ma spory problem z tzw. historiami inspired by true events, bo najczęściej nawet te najbardziej fascynujące zamienia w nudną, filmową konfekcję. Okazuje się, że trzeba geniusza pokroju Martina Scorsese, by sobie poradzić z pozornie bardzo spektakularnym i wdzięcznym materiałem wyjściowym. Stephen Gaghan ewidentnie tego nie potrafi. Dostał świetną opowieść o parze wspólników, którzy w dalekiej Indonezji, pomimo wielu przeciwności i upokorzeń, trafili na żyłę złota, a potem nim cieszyli się fortuną, mierzyli się z jeszcze większą liczbą problemów. Co z niej zrobił? Najnudniejszy film sezonu. W tej historii było tyle zwrotów akcji, ile nie zdarza się w porządnym kinie sensacyjnym, a jednak fabuła w “Gold” prowadzona jest tak monotonnie i usypiająco, że łatwo je przegapić. Paradoksalnie Gaghan tak się skupił na samej historii, że jej bohaterów potraktował jak niepotrzebne ozdobniki. Relacja Wellsa i Acosty śmiało może kandydować do miana najbardziej kuriozalnego bromance’u we współczesnym kinie (choć właściwie czym jest, trudno określić). Matthew McConaughey czasem gra dobrze, a czasem sprawia wrażenie, jakby parodiował samego siebie. Tego drugiego jest tu niestety więcej. Aktor na początku swojej kariery miał sporo słabo trafionych wyborów repertuarowych, występując w przeróżnych filmach kiepskiego sortu. Uciekł od tego stosunkowo niedawno i powinien uważać, by w tamte rejony nie powrócić, bo “Gold” chwały mu raczej nie przysporzy.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.