W kinie: Szatan kazał tańczyć

szatankt

 

SZATAN KAZAŁ TAŃCZYĆ
polska premiera: 5.05.2017
reż. Katarzyna Rosłaniec

moja ocena: 3.5/10

 

Rzadko zdarza się, by najlepszą puentę i mini recenzję zarazem filmowi wystawili spece od promocji. “Szatan kazał tańczyć” skwitowano nośnym określeniem sex, drugs and Instagram i faktycznie główna bohaterka tej historii najczęściej uprawia mniej lub bardziej przypadkowy seks i bierze narkotyki, a to wszystko oglądamy w kwadratowych proporcjach rodem z instagramowego feedu. Z towarzyszącym mu chaosem obrazów i płycizną przekazu. To wygląda, jakby Katarzyna Rosłaniec zamiast bazując nawet na najbardziej szkieletowym scenariuszu, usiłowała budować historię w oparciu o bardzo przypadkowe hashtagi. To jednak nie forma jest największym problemem tego filmu, ale fakt, iż reżyserka biorąc się po raz kolejny za próbę stworzenia pokoleniowego portretu, udowadnia nie tylko, że jest dość słabym filmowcem, ale przede wszystkim, że w ogóle nie rozumie zjawiska, które pokazuje. Owe pokolenie millenialsiów – uważane za stracone, żyjące szybko, tu i teraz – powiela najbardziej banalne stereotypy dotyczące tej generacji, mające niewielkie pokrycie w socjologicznych badaniach tego zjawiska. Doskonale potwierdza to postać Karoliny – pisarki, której nowa wersja “Lolity” odniosła sukces nawet w Azji, imprezowiczki z wadą serca, przedstawicielki hipsterskiej bohemy w różowym futerku i rozmazanym makijażu, która nie robi absolutnie nic poza pasożytowaniem na własnym, chwilowym sukcesie, wygadując przy tym straszliwe bzdury. Takich ludzi po prostu nie ma, dlatego ciężko z tak niewiarygodną postacią nawiązać jakąkolwiek więź, pochylić się nad jej losem, próbować ją zrozumieć. Karolina szuka wrażeń, bo nie widzi sensu swojej egzystencji, dostarcza sobie różnych bodźców, by szybciej biło jej chore serce, ale mnie biło ono zdecydowanie wolniej z każdą scenką, w której pojawiała się ta dziewczyna.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.