W kinie: The Rider (Cannes)

therider22
 

THE RIDER
La Quinzaine des Réalisateurs 2017
reż. Chloé Zhao

moja ocena: 7/10

 

“Pieśni Moich Braci”, debiutancki pełny metraż Chloé Zhao wyświetlany również w sekcji Quinzaine des Réalisateurs oraz prezentowany później w Polsce na Nowych Horyzontach, był filmem tak bezbarwnym, że niewiele z niego pamiętam (a było to 2 lata temu!). Chodziło o portret beznadziejnego życia Indian we współczesnym rezerwacie. W swojej nowej fabule Chinka z Nowego Jorku znów wprowadza widza do dość hermetycznego, tradycjonalistycznego środowiska – tym razem kowbojów z Południowej Dakoty. Od lat zajmujących się hodowlą i tresurą koni oraz występami na pokazach. To historia tym bardziej przejmująca, bo ocierającą się o dokumentalną estetykę. Aktorzy w “The Rider” grają właściwie samych siebie, odtwarzając historie ze swojego własnego życia. Zhao jednak odpuściła reporterską manierę na rzecz płynnej, fabularnej narracji, fantastycznie przerzucając jej ciężar w stronę uniwersalnej opowieści o walce o marzenia, o tyle autentycznie poruszającej, iż z góry wiadomo, że w pewnym stopniu przegranej. Brady bowiem spadł z konia w trakcie występu na rodeo, w wyniku czego przeszedł skomplikowaną operację głowy. Uszczerbek na zdrowiu jest tak poważny, że nawet po okresie rekonwalescencji chłopak nie będzie mógł wrócić do ujeżdżania koni na ryzykownych pokazach – kolejny taki wypadek mógłby się skończyć dla niego śmiercią. Brady nie może się z tym pogodzić i mimo wszystko stara się kontynuować dawne życie, to jedyne, wymarzone, innego przecież pomysłu na nie nigdy nie miał. Do jakiegoś planu B chłopak musi jednak dojść, a przede wszystkim do niego dojrzeć i pogodzić się z tym, co nieuniknione. W tle losów Brady’ego melancholijnie snuje się opowieść o zmierzchu kawałka amerykańskiej historii i – cytując tytuł bliskiego tematyce “The Rider” kultowego arcydzieła Johna Hustona – skłóconych z życiem kowbojach za wszelką cenę pielęgnujących upadającą tradycję wbrew ekonomii i społecznym uwarunkowaniom. Gdy w filmie pojawia się Lane, kumpel Brady’ego odwiedzany przez niego w ośrodku rehabilitacyjnym, który po wypadku na rodeo nie miał tyle szczęścia, bo w wyniku urazu głowy i kręgosłupa nie jest w stanie już samodzielnie funkcjonować, dostajemy wspaniałą historię o braterstwie i przyjaźni dwojga beznadziejnych marzycieli, walczących ze swoimi słabościami i defektami ciała. I choć ten film nie jest jakoś wybitnie oryginalny, naprawdę warto się w ten świat kowbojów zanurzyć. Łzy w finale gwarantowane!

 

***
Kasia w Cannes powered by:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.