W kinie: Historia Jednego Życia

unevie

 

HISTORIA JEDNEGO ŻYCIA
polska premiera: 16.06.2017
reż. Stéphane Brizé

moja ocena: 6.5/10

 

Stéphan Brizé nawet gdy tworzył zakorzenione we współczesności społeczne dramaty, miał w sobie coś z takiego staroświeckiego, acz szlachetnego melancholika. Proza Guya de Maupassanta – z dzisiejszej perspektywy – nie brzmi zbyt atrakcyjnie, jeśli chodzi o inspiracje dla kina XXI wieku. Gdy słyszymy, że film opowiada o zwyczajnym życiu XIX-wiecznej, prowincjonalnej arystokratki, rzeczywiście można nawet lekko ziewnąć. Jak dodamy jeszcze do tego fakt, że snując swoją opowieść o kolejnych zawodach i rozczarowaniach – małżeńskich, rodzicielskich, majątkowych – poczciwej, nieśmiałej Jeanne, Brizé z premedytacją pomija te najbardziej “efektowne”, kulminacyjne wątki z egzystencji głównej bohaterki, można spytać się w duchu, o co do diabła tu chodzi. Wszystko w “Historii Jednego Życia” jest jednak śmiałym, zgoła nowoczesnym konceptem narracyjno-fabularnym. Sprowadzając kluczowe epizody do roli przypisów, opowiadając przede wszystkim to, co pomiędzy nimi dodatkowo w wybitnie powolnym tempie, Brizé skupia całą uwagę widza na swojej bohaterce, tworząc w ten sposób dogłębny, przemyślany w każdym calu portret psychologiczny. Panoramiczne, szerokie ujęcia zamiast budować przestrzeń wokół Jeanne, coraz mocniej zamykają ją w dojmującej monotonii i kierują na drogę nieuchronnego upadku, w których nie ma ani nic spektakularnego, ani nic pięknego. Jestem pewna, że Jane Campion pokochałaby “Historię Jednego Życia” za to, jak wyrafinowane i przenikliwe jest to skromne, kobiece kino. Nawet jeśli gdzieś tam – słusznie – tkwi w nim zarzut, iż ta frapująca forma zdecydowanie wyprzedza nieco zwyczajną treść.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.