W kinie: Rock n Roll

rocknroll

 

ROCK N ROLL
polska premiera: 30.06.2017
reż. Guillaume Canet

moja ocena: 7/10

 

Muszę przyznać, że żaden film tak mnie nie zaskoczył, jak ta autoironiczna komedia Guillaume’a Caneta. Jego samego jako aktora uwielbiam (jako reżysera może mniej, ale przecież w 2011 roku miałam na 11. miejscu rocznego podsumowanie jego świetne “Les Petits Mouchoirs”), za jego życiową partnerką, Marion Cotillard, mówiąc delikatnie – nie przepadam. Ale absolutnie zakochałam się w tej opowieści o parze francuskich celebrytów, przegrywających stracie z nieuniknionym upływem czasu i nie mogących się z tym pogodzić. Bohater filmu – Guillaume Canet we własnej osobie – odkrywa, że się starzeje. Nie dostaje już ról przebojowych amantów, nie lgną do niego młode kobiety, a jego życie zdominowała rutyna i domowe obowiązki. Sprzeciw aktora wobec takiego stanu rzeczy przyjmuje wyjątkowo absurdalne formy – od pijackich imprez począwszy, na eksperymentach z medycyną estetyczną skończywszy, czemu z zażenowaniem przyglądają się rodzina, przyjaciele i współpracownicy Caneta. Jego walka o odzyskanie młodości oczywiście wzbudza politowanie i uśmiech, ale jest też w niej coś gorzkiego i smutnego. Aktor jest w swoich działaniach mocno zdeterminowany, stawia na szalę zawodową pozycję i rodzinne szczęście, ale przecież skazany jest na porażkę. By uwiarygodnić tę historię Canet zaprosił do udziału w “Rock n Roll” nie tylko swoją życiową partnerkę, ale też autentycznych przyjaciół z branży, budując z ich udziałem absolutnie genialne epizody (Cotillard ucząca się kanadyjskiego akcentu, Johnny Hallyday schodzący do gościa, casting do filmu Bena Fostera, plan amerykańskiego serialu, motyw z Cezarami). Wiadomo jednak, że wcale nie podglądamy prawdziwego życia Canteta i Cotillard, że wszystko zostało tu mocno przerysowane, czasem wręcz sparodiowane. Ta komedia pokazuje jednak, jak duży dystans do siebie ma bodaj najpopularniejsza para francuskiego showbiznesu, ale też jak duży, zdrowy dystans ma do świata, w którym żyje. Jak również przystało na rasową, współczesną komedię nie mogło tu zabraknąć świetnej lokowanej muzyki – tanecznych szlagierów lat zerowych i 80., wielkich przebojów od Celin Dion i Demisa Roussosa. Po seansie ballada “Quand je t’aime” tego drugiego nigdy już nie będzie brzmiała tak samo…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.