W kinie: To przychodzi po zmroku

toprzychodzi

 

TO PRZYCHODZI PO ZMROKU
polska premiera: 7.07.2017
reż. Trey Edward Shults

moja ocena: 6/10

 

Ten film na pewno nie jest horrorem, choć wiele materiałów promocyjnych mogło to sugerować. Nie jest też do końca tradycyjnym kinem postapokaliptycznym, choć gęsta atmosfera katastrofy, która spadła na ludzkość i teraz niszczy ją za pomocą śmiercionośnego wirusa, spowija domostwo Paula i jego bliskich. Jednak to, jak doszło do upadku cywilizacji, twórców filmu wcale nie interesuje – skupiają się na apokalipsie w skali mikro. Bohaterowie starają się po prostu przetrwać i całkiem nieźle sobie z tym radzą. Posiadają spore zapasy, mają dostęp do wody i mieszkają w całkiem nieźle zabezpieczonym domu. Zagrożenie w ich sterylne środowisko – zgodnie z tytułem filmu – przychodzi po zmroku i nie ma wcale wielkich kłów i złowrogiego spojrzenia. Dużo bardziej bowiem niebezpieczne od jakiejś potworności okazuje się to, co w ludzkim odruchu rodzina Paula sama zaprasza pod swój dach, wprowadzając do swojego dobrze funkcjonującego ekosystemu obcy element i zmieniając w ten sposób rutynową, codzienną walkę o przetrwanie w nieprzewidywalny survival. Jest coś intrygującego w niepokojącym minimalizmie tej historii i jej dość zaskakującej, intensywnej warstwie psychologicznej (jak na tego typu kino). Dużo bardziej jednak przemówiła do mnie subtelna melancholia ciągle nieodkrytej, postapo perełki “The Open” niż surowy survival z “To przychodzi po zmroku”.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.