Filmowe Okno na Świat S02E05

Odcinek “Filmowego Okna na Świat” z drugiego planu Wenecji. Znów wybrane tytuły z sekcji Orizzonti można było oglądać, dzięki platformie Festival Scope, z własnej kanapy. Wczoraj skończyła się tak akcja.

 

strangecol

 

STRANGE COLOURS
reż. Alena Lodkina
Australia
zobacz zwiastun >>>

moja ocena: 6.5/10

 

Film spokojniejszy i wolniejszy niż Podlasie SlowFest w Supraślu. Z fabułą utkaną ze szczątkowych dialogów i epickich kadrów australijskiego interioru – bardzo dalekich od pocztówkowych pejzaży z turystycznych folderów, po lekturze których wszyscy marzymy o podróży na wspaniałe Antypody. W zapomnianej przez Boga i ludzi pustynnej okolicy samowolnych kopalni odkrywkowych cennych kamieni gdzieś w Nowej Południowej Walii żyje schorowany ojciec Mileny. Dziewczyna w to miejsce tłukła się kilkanaście godzin dusznym autobusem, ale ponoć jest tu tylko przejazdem, odwiedzając krewnego, z którym przez lata nie miała kontaktu. Przerwała studia, ale twierdzi, że zamierza je skończyć – co z tego, że zmierza w zupełnie innym kierunku. Młoda i całkiem atrakcyjna kobieta pozornie nie pasuje do tej obskurnej społeczności złożonej z różnej maści uciekinierów, wykolejeńców i samotników, ale dziwnie znajduje z nimi wspólny język oraz dzieli milczące poczucie wspólnoty w życiowym zagubieniu i alienacji. W manierze typowej, ale bardzo eleganckiej i cudownie melancholijnej estetyce slow cinema debiutantka, Alena Lodkina, opowiedziała ujmującą historię rodzinnego pojednania, przejawiającego się w wieczornych rozmowach z małą ilością słów (ale dużym stężeniem emocji) czy intymnych gestach (jak strzyżenie włosów). Mimo całego banału skromności i fabularnych schematów (ale mądrze przerywanych tam, gdzie nie warto było ich pogłębiać), to film nie tylko szlachetny w swojej prostocie i ładne kameralny w środkach wyrazu, ale przede wszystkim zaskakująco głęboki i ludzki w ukazywaniu różnych odcieni samotności i egzystencjalnej dezorientacji. Nazwisko reżyserki na pewno sobie zapamiętam.

 

testamentiz

 

HA EDUT
reż. Amichai Greenberg
Izrael
zobacz zwiastun >>>

moja ocena: 6/10

 

Badacz zbrodni Holokaustu, Yoel, za wszelką cenę chce odnaleźć miejsce, gdzie bestialsko w trakcie wojny zostali zamordowani żydowscy mieszkańcy małej wioski w Austrii. Goni go czas, bo miejscowość chce rozbudować infrastrukturę, akceptując zbrodnię sprzed lat, patrzy jednak w przyszłość. Nierozwiązana sprawa należytego pochówku utrudnia okolicy rozwój. W trakcie swoich badań Yoel trafia na ślad, który pod znakiem zapytania stawia historię jego własnej rodziny. Jako człowiek bezwarunkowo oddany prawdzie nad takimi rewelacjami nie może przejść obojętnie. “Świadectwo” to ciekawa rzecz, bo rzuca nieco inne światło na temat odkrywania nazistowskich zbrodni i uniwersalną kwestię dążenia do prawdy. Taktuje o prawdzie, która służy umarłym, uczczeniu ich pamięci, zadośćuczynieniu krzywd, oddaniu sprawiedliwości – wszystkim i każdemu z osobna. Nie ma ona daty ważności, stanowi wartość, o którą warto walczyć. Taka prawda niekoniecznie służy jednak żyjącym, bo wymaga niewyobrażalnych poświęceń i oddania, potrafiących zniszczyć integralność jednostki, która się z tak wielkim i poważnym tematem mierzy. Wydawać by się mogło, że podważanie sensu badania przeszłości, bo mogą się one przekształcić w nieświadomą, autodestrukcyjną, prywatną krucjatę w teraźniejszych czasach, to dość mętny temat, ale Amichai Greenberg potrafił w jakiś uczciwy sposób wybrnąć z tego z klasą i niezłym wyczuciem.

 

nodatenosignal

 

BEDOONE TARIKH, BEDOONE EMZA
reż. Vahid Jalilvand
Iran
zobacz zwiastun >>>

moja ocena: 6/10

 

Kolejny film z serii echa Dostojewskiego we współczesnym Iranie. Dając konkretny wgląd w aktualną kondycję społeczeństwa (rozwarstwienie i położenie niższych klas vs. obraz “uprzywilejowanej kasty” lekarzy), Vahid Jalilvand buduje wychodzący we wnioskach daleko poza irańskie granice psychologiczny dramat o niszczycielskiej sile ślepej pogoni za sprawiedliwością, napędzanej przez niepewność, osamotnienie i wyrzuty sumienia. W “No Date, No Sign” upór głównego bohatera w upewnianiu się, że to nie jego asekuranckie czyny doprowadziły do śmierci kilkuletniego chłopca (ale w rzeczywistości desperackie szukanie potwierdzenia, że tak właśnie było), urasta do rangi buntu przeciwko własnemu środowisku i osobistej samozagłady, chęci uczynienia z siebie męczennika za niesprawiedliwość i krzywdę, dotykające tych, którzy nie reprezentują społecznych elit. Jalilvand systematycznie ukazuje proces rozpadu bohatera w wyniku nieustępującego przez pryzmat żadnych okoliczności łagodzących poczucia winy, konfrontując tę beznadziejnie ofiarną moralność z twardą bezdusznością otoczenia. Tych, co nic nie wzrusza, mają po prostu w życiu łatwiej.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.