W kinie: Najlepszy

najlepszy

 

NAJLEPSZY
polska premiera: 17.11.2017
reż. Łukasz Palkowski

moja ocena: 4.5/10

 

Nowa fabuła Łukasza Palkowskiego po swojej premierze w Gdyni spotkała się z powszechnie ciepłym, bardzo pozytywnym odbiorem w środowisku rodzimej krytyki filmowej. Ja ten film zobaczyłam dopiero parę dni temu i totalnie nie rozumiem, skąd ten aplauz i zachwyty. Zdaję sobie sprawę, że tęsknota w Polsce za dobrą produkcją rozrywkową w hollywoodzkim stylu może być bardzo silna. Przez wiele bowiem lat większość bardziej wymagających widzów słysząc hasło “polskie kino rozrywkowe” raczej kina unikała. Łukasz Palkowski tę tendencję obrócił do góry nogami, gdy zekranizował z lekkością, zachodnim rozmachem i dowcipem biografię Zbigniewa Religi. Sportowiec Jerzy Górski nie jest postacią tego kalibru, ale ma jeszcze barwniejszy życiorys niż słynny kardiochirurg. W ciągu kilku lat Górski przeszedł długą drogę od upadłego narkomana do wielkiego mistrza morderczego triathlonu Double Ironman. W tym czasie otarł się o najbardziej obskurne, późnoprlowskie meliny w Legnicy, prowadzony przez samego Marka Kotańskiego wrocławski Monar i w końcu bezkresny stan Alabama w USA. Palkowski zabija niezwykłość tej historii nie tylko szkolnym linearyzmem, ale przede wszystkim kuriozalną dosłownością. Jeśli Górski przez całe życie walczy ze swoimi demonami, to reżyser postanawia pokazać tę walkę i dlatego wcielający się w rolę sportowca przystojny Jakub Gierszał albo rozmawia ze swoim bardziej demonicznym odbiciem w lustrze, albo boksuje się sam ze sobą. Do roli ładnych dekoracji sprowadzono jego filmowe partnerki, większość drugoplanowych postaci to w ogóle takie dość sztuczne konstrukty (ale znów Arkadiuszowi Jakubikowi dostają się najfajniejsze teksty w filmie). W ogóle przez te wszystkie łopatologiczne skróty i niedociągnięcia oglądając “Najlepszego” można odnieść wrażenie, że zarówno wychodzenie ze śmiertelnego nałogu, jak i wygrywanie katorżniczych zawodów sportowych to całkiem prosta sprawa. Wymagają może one nieco poświęceń, ale skoro w sumie nikt poza wewnętrznym głosem nam nie przeszkadza, a nawet przeciwnie – wszyscy dookoła gorąco kibicują – to właściwie bułka z masłem. Łukaszowi Palkowskiemu chyba też sukces przyszedł zdecydowanie zbyt łatwo, skoro nie zauważył, na jakie mielizny wyprowadził swój nowy film.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.