W kinie: Czarna Pantera

blackpan

 

CZARNA PANTERA
polska premiera: 16.02.2018
reż. Ryan Coogler

moja ocena: 5/10

 

Na początek chcę zaznaczyć, że doceniam pojawienie się superbohaterskiego popcorniaka, w którym mamy do czynienia z dobrze napisanymi postaciami kobiecymi, które są niezależne, silne i mądre. Walczą dzielnie i z werwą oraz imponują intelektem i sprytem. W tym świecie to mężczyźni wydają się jakimiś totalnymi anachronizmami z zasadami rodem ze średniowiecza, zaś sam T’Challa okazuje się najbardziej miałkim charakterem w całym filmie. Takiego feministycznego manifestu nie było nawet w “Wonder Woman”. Kiepsko, że “Czarna Pantera” postanowiła stać się “Królem Lwem” w znakomitym kostiumie i efektownej, folklorystycznej scenografii. Choć nawet ta zachwalana – i faktycznie całkiem niezła na pierwszy rzut oka – strona wizualna, szczególnie Wakandy, wygląda jak dość uproszczony i wygładzony, afrykański rewers świata z “Avatara”. Kurtynę milczenia spuśćmy też na to, że CGI wygląda wręcz groteskowo, w scenie rytualnej walki przy wodospadzie sprawia wręcz ból. Nosorożce jako symbol egzotyki Czarnego Lądu i najbardziej waleczne zwierzę, jakie można w tym rejonie znaleźć. Ok, na poziomie detali “Czarna Pantera” jednak mocno zawodzi. Scenariuszowo to też film nie najwyższych lotów, skrótowy i sztampowy, ale przynajmniej główny czarny charakter ma bardzo logiczną i całkiem usprawiedliwioną motywację. Staje się przeciwnikiem T’Challi, nie dlatego że kieruje nim chora, bezsensowna żądza władzy i destrukcji, ale dysponuje inną, globalną wizją wykorzystania potencjału Wakandy i o to właściwie toczy się ten spór. Spór zupełnie niepotrzebnie wzbogacany o dodatkowe atrakcje (blockbusterowe pustaki typu kasyno czy pościg w Korei) i bohaterów (żenująco przeszarżowany antybohater Andy’ego Serkisa, matronowa kreacja Angeli Bassett czy buddyjsko-męczeńska rola Foresta Whitakera). I gdy myślałam, że już naprawdę będę się na tym filmie tradycyjnie nudzić (choć nie zasypiać, bo było na czym zawieszać oko!), oto pojawia się tam biały jak śnieg w górach zamieszkałych przez plemię Jabari Martin Freeman, który jako agent CIA i były pilot wojskowy ratuje świat przed ekspansją czarnej rewolucji ludności z Afryki. Brawo, ten twist w scenariuszu mnie autentycznie rozbawił.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.