W kinie: Twarz

twarz

 

TWARZ
polska premiera: 6.04.2018
reż. Małgorzata Szumowska

moja ocena: 6/10

 

Materiały promocyjne głoszą, iż twarz to więcej niż ciało. Jakkolwiek chwytliwe jest to hasło, nie do końca ma związek z rzeczywistością. Z poprzednim, bardzo ambitnym i całkiem konkretnie w tym ambicjach spełnionym filmem Małgorzaty Szumowskiej “Twarz” dzieli przepaść. Reżyserka wróciła znów bowiem na ten zbyt łatwy grunt, w którym wytyka palcem to, czego do końca nie zna i nie rozumie. Sprawia wrażenie, jakby wiedzę o tymże świecie czerpała z nagłówków tabloidów i w związku z tym wyciąga bardzo banalne, wybitnie nieoryginalne wnioski. “Twarz” to studium inności i buntu przeciwko szarej, prowincjonalnej rzeczywistości na tle subtelnie patologicznego, małomiasteczkowego “ciemnogrodu”, gdzie przy stole opowiada się rasistowskie żarty, Cyganów bierze za muzułmanów, a w kościele śpiewa głośno i z patosem, zaś poza nim żyje się daleko od katolickich dogmatów. Strzały, jakie będzie oddawać Szumowska, stają się jasne już z pierwszą sceną, gdy w groteskowym slow motion portretuje wyścig po tanie telewizory w promocji. Brzydkie ciała, zniszczone gęby. Jakiś koleś ma majtki z napisem “Polska” na tyłku. Ten pretensjonalny prolog w ogóle nie łączy się jednak z kolejną w filmie, świetną impozycją – historią Jacka, lokalnego odmieńca, kolorowego ptaka, który do swojego otoczenia nie pasuje, chce wyjechać, pobrać się z Dagmarą i czuć, że żyje. Plan ten lega w gruzach, gdy chłopak ulega wypadkowi na budowie gigantycznego monumentu Chrystusa, w wyniku którego poddany zostaje pionierskiej operacji przeszczepu twarzy. Z zupełnie nową fizjonomią wraca na łono wspólnoty, ale tej jeszcze trudniej Jacka zaakceptować niż wcześniej, gdy uchodził tylko za barwnego odmieńca z długimi włosami.

Szumowska, niczym Greta Gerwig w “Lady Bird”, ułożyła swój film z wielu mikroscenek, ale nie tworzą one spójnego ekosystemu. Opowieść o Jacku toczy się równolegle do opowieści o prowincjonalnej Polsce – nie tak wyrafinowanej i głębokiej, jak ta w “Cichej Nocy”, ale też nie tak pomysłowej i przebojowej w dowcipie jak w “Ataku Paniki”. Choć za dużą dawkę niewymuszonego humoru warto akurat “Twarz” pochwalić. Tak samo jak za fantastyczne zdjęcia Macieja Englerta, który do spółki z kolegami po fachu (Żal, Staroń) udowadnia, że polskie kino operatorami stoi. Tym bardziej więc szkoda, że reżyserka zamiast skupić się na czymś pełnowartościowym (np. dlaczego w Polsce tak boimy się “innego”), zajmuje się tak pospolitym obśmiewaniem naszej zaściankowości, małostkowości i religijnej bigoterii. W czasach, gdy rodzime kino ewidentnie w ocenie współczesności szuka innego języka i wyciąga nowe wnioski, stawiając albo na przenikliwie sumienną, klasyczną narrację (Domalewski), zaskakującą żonglerkę gatunkową (Szelc) lub efektowną, pełną fajerwerków piramidę filmową (Maślona), Szumowska ze swoją powierzchownością – nawet jeśli podszytą autentyczną fascynacją i ciepłem – pozostaje za nimi wszystkimi wyraźnie w tyle.

 

2 odpowiedzi do artykułu “W kinie: Twarz

Skomentuj Kasia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.