W kinie: Śmierć Stalina

smiercstalina

 

ŚMIERĆ STALINA
polska premiera: 27.04.2018
reż. Armando Iannucci

moja ocena: 7/10

 

Szkocki satyryk, Armando Iannucci, już w wybornym “In The Loop” z 2009 roku pokazał, że obśmiewanie świata polityki – kreowanej zwłaszcza przez tych najbardziej wpływowych ludzi na świecie – wychodzi mu rewelacyjnie. Kontynuuje to zresztą w równie świetnym, kultowym już serialu HBO “Veep” o perypetiach pewnej narcystycznej pani wiceprezydent USA. W “Śmierci Stalina” ponownie tworzy barwny korowód makiawelicznych kombinatorów, których walka o władzę, rozpoczynająca się nim właściwie ciało wodza narodu nawet jeszcze nie ostygło, przeobraża się w ciąg krwawych, kuriozalnych zdarzeń, przy których intrygi Franka Underwooda wyglądają jak zabawa z piaskownicy. Każdy z (anty)bohaterów w “Śmierci Stalina” to soczysty, choć mocno przerysowany charakter, przyciągający własną siłą, charyzmą i okrutnym pragnieniem władzy. Poczucie humoru Iannucciego jest niewybredne, niegrzeczne i całkowicie niepoprawne politycznie, przez to pewnie wydaje się tak przebojowe i nawet odważne. Szkot zdaje się jednak w pierwszej kolejności doskonale orientować w tych wszystkich śliskich mechanizmach władzy i ambiwalencjach dyplomacji, bo inaczej nie był w stanie ich tak bezwstydnie i widowiskowo demaskować, jednocześnie nadając swojemu komediowemu spektaklowi tak wyraźnie uniwersalnych walorów. Bo nawet jeśli “Śmierć Stalina” to taka satyra bardzo przejaskrawiona i szyta grubą, Monty Pythonowską wręcz kreską, osadzona w konkretnych realiach polityczno-historycznych, zawiera w sobie przerażająco aktualne wątki, które winniśmy oglądać nie tylko dla rozrywki, ale też ku przestrodze.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.