W kinie: Hereditary

hereditary

 

HEREDITARY. DZIEDZICTWO
polska premiera: 22.06.2018
reż. Ari Aster

moja ocena: 6.5/10

 

Nie przepadam za horrorami (bo wydaje mi się, że nic mnie już tak nie przestraszy, jak w dzieciństwie Freddy Krueger czy laleczka Chucky), dlatego z dużą dozą zainteresowania przyjmuję wszelkie informacje o pojawieniu się twórców, chcących odświeżyć mocno sfatygowany gatunek. David Robert Mitchell, Jennifer Kent, Dave Eggers – im się to całkiem fajnie udało. Do tego zacnego grona dołącza teraz Ari Aster. Jego pełnometrażowy debiut bynajmniej długo nie przypomina horroru. Dom trochę na oustkowiu, dziewczynka o dość przerażającej fizjonomii, złowieszczo szarpana muzyka w tle mogą dawać sygnały, że “Hereditary” ociera się o kino gatunkowe, ale ta cała staranna impozycja to w pierwszej kolejności ciężki dramat rodzinny. W jego centrum znajduje się familia Grahamów, która właśnie pożegnała sędziwą matkę Annie. Babcia miała trudny charakter i problemy psychiczne, więc jej śmierć traktowana jest raczej z ulgą niż żalem. Uruchamia ona jednak ciąg zdarzeń, który zaczyna rozbijać domostwo Grahamów od środka. Jest tu miejsce na skrywane pretensje i duszone w sobie urazy. Ów dramat rodzinny toczy się niespiesznie, niby usypia czujność widza, ale jednak podskórnie czuje się, że to tylko cisza przed burzą. Gdy to pierdolnięcie nadchodzi i mimo że nawet się go spodziewamy, okazuje się ono szaleństwem, na które nie do końca można się przygotować. Pisanym grubą kreską pożyczoną zbyt oczywiście z okultystycznych horrorów. To jednak film, który przeraża precyzyjnym i wyjątkowo intensywnym egzekwowaniem gatunkowych klisz oraz jednocześnie bawi pastiszowym podejściem do tematu. “Dziecko Rosemary” połączone z “Egzorcystą” w krzywym zwierciadle. Aster być może nie podrzuca tropów w zbyt wyrafinowany sposób, ale gdzieś na poziomie egzekucji scenariusza zaimponował mi paroma ciekawymi rozwiązaniami. W “Hereditary” punktów zwrotnych jest kilka, w tym ze dwa, które całkowicie zmieniają optykę całości. Zaskakuje też pomysł na zdjęcia, bo operatorskiej pracy Polaka Pawła Pogorzelskiego bliżej do surowych, realistycznych dramatów z Europy niż amerykańskich horrorów (choć ostrych cięć też nie brakuje). Budowanie nastroju grozy też przychodzi Asterowi niesamowicie łatwo, a konstrukcja filmu wymaga przecież, by na szpilkach trzymać widza przez ponad 2 godziny. W końcu “Hereditary” ma też Toni Collette, która mimiką i ciałem oddaje po mistrzowsku rozgoryczenie, cierpienie i strach drzemiące w sercu Annie. Nawet jeśli więcej frajdy sprawia mi rozkładanie tego filmu na czynniki pierwsze po seansie niż samo go oglądanie, pogratulowałabym Ari Asterowi pomysłu, intrygującej wizji i przede wszystkim brawury w ich realizacji. Czuję lekki niedosyt, ale widzę, że ten reżyser dostarczy nam jeszcze powodów do radości.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.