W kinie: Mektoub. Moja miłość: pieśń pierwsza (NH)

mektoub

 

MEKTOUB. MOJA MIŁOŚĆ: PIEŚŃ PIERWSZA
Nowe Horyzonty 2018
reż. Abdellatif Kechiche

moja ocena: 7/10

 

Film, który wygląda jak “Pamiętniki z wakacji” w wersji nieco retro (bo z 1994 roku), ale Abdellatif Kechiche zamienia tą letnią pocztówkę w kino świeże, zabawne i bezpretensjonalne. Bez specjalnego klucza portretuje ludzi z jednego kręgu rodzinno-towarzyskiego, których łączy tylko to, iż akurat spotkali się w letnim sezonie w nadmorskiej miejscowości Sète. Jedni obgadują drugich, wspominają krewnych i przyjaciół, których teraz z nimi nie ma, nawiązują się przelotne, wakacyjne romanse. Roznegliżowane ciała budzą zmysły i generują seksualne napięcie. Bohaterowie “Mektouba” spędzają czas na plaży, w tłocznych pubach i dyskotekach, a nawet w gospodarstwie rolnym. Kechiche pokazuje ten kolorowy, tętniący życiem mikroświat tak, że aż się marzy, by znaleźć się w jednym miejscu z tymi ludźmi. Słuchać ich uroczo impertynenckich tekstów na podryw albo tańczyć z nimi w rytm tandetnej, dyskotekowej muzyki sprzed dwóch dekad. Choć w tym 3-godzinnym filmie nie dzieje się właściwie nic, ciągle się coś dzieje. A to spotykamy podpitego wujka flirciarza, albo odwiedza kurort kuzynka z narzeczonym, by opowiedzieć o swoich weselnych planach lub w barze poderwaliśmy rosyjską miłośniczkę ambitnego kina. Francuski reżyser jak zawsze filmuje swoich bohaterów z bardzo bliskiej odległości, skupia się na ich cielesności, tylko mimochodem przyglądając się temu, co im w głowach siedzi. Latem w końcu nie myśli się zbyt dużo. Liczy się dobra, niezobowiązująca zabawa i zawsze pełna szklanka z procentowym napojem. Chwilo trwaj!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.