W kinie: Pin Cushion

pincushion

 

PIN CUSHION
polska premiera: 28.09.2018
reż. Deborah Haywood

moja ocena: 6/10

 

Na poziomie zawartości to dość typowy film o dojrzewaniu nieśmiałej nastolatki, szukającej akceptacji w nowym dla niej otoczeniu bezlitosnych rówieśników. Tyle tylko, że konwencja, jaką zaproponowała Deborah Haywood, intrygująco nawiązuje do barwnego, baśniowego stylu Jean-Pierre’a Jeuneta. Bywa ta opowieść zjawiskowo odrealniona, ale i brutalnie realistyczna. Obok młodej Iony (świetna Lily Newmark) toczy się też historia jej matki (Joanna Scanlan), która mierzy się z podobnymi problemami jak jej dziecko. Nieatrakcyjna kobieta nie może odnaleźć się w nowym miejscu, sąsiedzi nie akceptują nie tylko jej dziwacznego wyglądu, ale też prostolinijnie naiwnego sposobu bycia. Nie będę rozwija kwestii, czy Iona i jej matka cierpią na jakąś formę autyzmu (z ich absurdalnych często zachowań wnioskowałabym, że tak), bo nie o to w “Pin Cushion” raczej chodzi. To bowiem w sumie całkiem przejmujący film o tym, jak człowiek bardzo potrzebuje społecznych więzi dla własnego zdrowia psychicznego i jak inni ludzie wcale nie pomagają w ich budowaniu, zwłaszcza tym wrażliwszym, mniej odpornym jednostkom. Haywood nie tylko zneutralizowała ciężar tej historii realizmem magicznym, ale też tymi wszystkimi detalami. Iona i jej matka na tle szarawego, nudnego otoczenia wyglądają jak kolorowe ptaki z innego świata (oryginalna uroda Lily Newmark też to podkreśla), zadziwia wystrój ich wypełnionego bibelotami mieszkania (w pewnym momencie szmaragdowo zielone ściany zostają nawet przemalowane na mocny róż), ich zażyłość to także współcześnie zdecydowanie rzadziej spotykany typ bardzo bliskiej, serdecznej relacji dziecka i rodzica (by jej nie psuć, bohaterki okłamują siebie nawzajem, jak dobrze adaptują się w nowym miejscu). Warto więc sobie nazwisko Deborah Haywood zapamiętać.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.