W kinie: Suspiria

suspiria

 

SUSPIRIA
polska premiera: 2.11.2018
reż. Luca Guadagnino

moja ocena: 7/10

 

Luca Guadagnino bardzo instrumentalnie traktuje zarówno oryginalną “Suspirię” mistrza giallo Dario Argento, jak i ramy horroru jako gatunku. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że ani jedno, ani drugie go nieszczególnie interesują. To tylko pretekst dla zbudowania na jakichś atrakcyjnych fundamentach własnej opowieści – odrealnionego, złowieszczego manifestu feministycznego, w którym główny bohater jest tylko jeden. To taniec – gorączkowy, dziki żywioł, który zespaja ze sobą nie tylko ciała, ale też dusze tych, którzy mu się w pełni podporządkują. W “Suspirii” Guadagnino to taniec jest najbardziej wyrazistym elementem kina grozy, jaki można tu znaleźć. Jak choćby wtedy gdy występ Susie Bannion (Dakota Johnson) spazmatycznie wygina ciało zamkniętej w innym pomieszczeniu tancerki, doprowadzając do jej bolesnej śmierci. Czy jak też w barokowo epickim finale filmu. Guadagnino pozbył się wszystkich wnętrzności z fabuły Argento, by napakować ją własnymi znaczeniami, a jest ich tu bez liku. Akcja nowej “Suspirii” rozgrywa się w latach 70. w podzielonym i niespokojnym Berlinie (skojarzenia z “Opętaniem” są jak najbardziej na miejscu). Te nastroje z pozoru udzielają się także uczennicom szkoły tanecznej. Jedną z nich nawet podejrzewa się o aktywne sympatyzowanie z młodymi terrorystami z Niemiec. Ale w szkole Heleny Markos (Tilda Swinton) dzieją się dużo bardziej niezwykłe rzeczy – znikają kolejne tancerki. Uwikłana w ten proceder zdaje się być cała kadra placówki, zorganizowana jak czarownice w Noc Walpurgi. Knująca w ciemnych kątach budynku i udająca, że przygotowuje swoje podopieczne do oryginalnego, scenicznego występu pod okiem dostojnej Madame Blanc (Tilda Swinton). Młode dziewczyny wciągane zostają w pułapkę i wabione wprost do jaskinia lwa. Prywatne śledztwo w sprawie tego, co dzieje się w szkole, na własną rękę podejmuje sędziwy dr Josef Klemperer (Tilda Swinton), zaniepokojony losem jednej z tancerek. Psychiatrę rozdziera też od środka jego własna tragedia z wojennej przeszłości. Guadagnino mnoży wątki, ale jednocześnie odciąga od nich uwagę transowym rytmem narracji i przepiękną, psychodeliczną stroną wizualną filmu. Jak to się wspaniale ogląda! Jak cudownie słucha się muzyki Thoma Yorke’a! Tak przepysznie, że nawet brak logiki i spójności tych tropów interpretacyjnych wcale mi nie przeszkadzał. W ogóle gdyby otrzepać się z tej hipnotycznej ekstazy wytworzonej przez wystawny spektakl, jakim jest “Suspiria”, można dostrzec, jak w gruncie rzeczy bezsensowny jest to film. Jak cała tajemnica Susie, rywalizacja Markos i Blanc, poszukiwania dr Klemperera, ale też stricte techniczne elementy (np. ścieżka dźwiękowa czy gra aktorska Johnson), w ogóle nie spinają się w finałowej kulminacji. Ostatecznie jednakowoż wcale mi to nie przeszkadzało, co uważam ze wielki sukces twórców tego remake’u – nieremake’u.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.