W kinie: Góra (AFF)

gorara

 

GÓRA
9. American Film Festival
reż. Rick Alverson

moja ocena: 4.5/10

 

Znakiem rozpoznawczym kina Ricka Alversona jest jego nieprzyzwoita uciążliwość. To nie są seanse ani miłe, ani przyjemne. Bywają nieznośne, męczące, irytujące, zmanierowane. Ten niemożliwy, autorsko wyzywający styl miał jednak swój osobliwy urok oraz magiczną siłę przyciągania. “Komedia” czy “Rozrywka” to jedne z najbardziej oryginalnych tytułów tej dekady, których forma narzuca ich rozpatrywanie w kategorii brutalnego zjawiska czy ekstremalnego doznania. I tak “Góra” proponuje znów kino mocnych wrażeń abstrakcyjnych i przeżyć ekstrawaganckich. Zamknięty w statycznych, surowych retro kadrach obraz o poszukiwaniu ojca w zastępstwie tego, który właśnie odszedł. Bo samotność potrafi wywiercać dziury w głowie. Film o dorastaniu i uczeniu się dorosłości pod okiem zatracającego się w swojej pracy lekarza psychiatry. Cel przecież uświęca środki. Fabuła o próbie poznania tajemnic ludzkiego umysłu i w ogóle o tylu jeszcze kwestiach, że naprawdę wierzę Jeffowi Goldblumowi, gdy twierdzi, że ta “Góra” to jedna z najlepszych produkcji, w jakich przyszło mu uczestniczyć. Tyle tylko, że to wszystko, czym do tej pory imponował mi Alverson, w jego nowym dziele wygląda tak strasznie sztucznie. Te minimalistyczne kadry niby takie ładne i stylowe, naszpikowane symbolami i tropami interpretacyjnymi (z tytułową górą na czele), a jednak potwornie i na siłę zainscenizowane. Bohaterowie z papieru, nieżywi i bezbarwni, jak nierzucające się w oczy artefakty rozstawione na komodzie, więc też ich poczynania w ogóle mnie nie obeszły – nie odrzuciły, nie zaintrygowały, tylko najzwyczajniej znudziły. Po Alversonie spodziewałam się wszystkiego, ale najmniej tego, że zrobi film tak totalnie nieinteresujący.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.