W kinie: Wdowy

wdowy

 

WDOWY
polska premiera: 16.11.2018
reż. Steve McQueen

moja ocena: 6/10

 

Steve McQueen próbuje swoich sił w kinie gatunkowym i to w bardzo wdzięcznym, przebojowym schemacie heist movie. Buduje tę historię w oparciu o wszystkie obowiązkowe elementy, czyli nakreśla okoliczności skoku (wdowy po przestępcach, którzy zginęli w trakcie feralnej akcji), pokazuje niełatwą drogę do stworzenia zespołu (partnerki wcześniej się nie znały, pochodzą z różnych sfer społecznych i mają różne doświadczenia) przez samozwańczego lidera (tu: liderkę) i precyzyjne przygotowania do tego dnia (skoku na ukrytą gdzieś kasę). Aż w końcu sam moment chojrackiego napadu, kiedy wszystko może się zdarzyć, w tym także pójść nie tak. W ten szablon McQueen wepchnął jednak mocny, społeczny przekaz, aluzje do aktualnych, politycznych tematów, a przede wszystkich ostre, feministyczne przesłanie, które połączone w fabularną całość wpływają na tempo opowieści, spowalniając je i rozrzedzają atmosferę banalnego, sensacyjnego thrillera o napadzie. Pozwala się to skupić na esencji, czyli komplementowaniu solidarności kobiet oraz ukrytej często gdzieś w ich środku siły, odwagi w walce o swoje i zuchwałość – często odkrywane wtedy, gdy zjednoczą się we wspólnym celu. To właśnie żeńska obsada stanowi największy atut filmu. Viola Davis jest po prostu Violą Davis ze swoją szlachetnością i pasującą do jej bohaterki wyniosłością. Michelle Rodriguez jako młoda, gniewna matka ładnie wychodzi poza swoje komercyjne emploi. Ale to Elizabeth Debicki jako pragnąca niezależności i swobody potomkini emigrantów z Polski kradnie ostatecznie show wszystkim paniom. Mimo ograniczonego czasu antenowego pięknie pokombinowała swoją postać. Fajnie się o “Wdowach” opowiada, ale też niestety sporo rzeczy się w tym filmie nie składa w spójną całość. Im dalej, tym trochę gorzej. O jedną retrospekcję zbyt wiele, o jeden zwrot akcji za daleko. Mimo to McQueen zaproponował ciekawą odskocznię dla koniunkturalnej, glam rozrywki pokroju “Ocean’s 8”, bo nie traktuje swoich bohaterek jak modelek na wybiegu. Interesuje go bardziej ich skomplikowane wnętrze i to, co kryje się za figurą “żony swojego męża”. Fascynuje go proces emancypacji, zrównany z czymś, co można by określić zaczynaniem życia na nowo. Rozumiejąc tę stawkę, ciężko tych bohaterek nie lubić i im tak po ludzku nie kibicować.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.