W kinie: Mój Piękny Syn

beautifulboy

 

MÓJ PIĘKNY SYN
polska premiera: 4.01.2019
reż. Felix Van Groeningen

moja ocena: 5.5/10

 

Płaczliwa w swoim melodramatyzmie oda do rodziców, którzy mierzą się z uzależnieniem narkotykowym swoich młodych, ale dorosłych już dzieci. Zdominowana przez autentyczną troskę, miłość, ale też straszliwą bezsilność. Ta perspektywa i eksponowanie tych właśnie aspektów rodzicielstwa wydaje się całkiem ciekawe, ale jej realizacja do wybitnych nie należy. Felix van Groeningen wymyślił, że “Mój Piękny Syn” będzie produkcją z dramatycznym i narracyjnym rozmachem, gdzie teraźniejszość zderza się z idyllicznymi retrospektywami synowsko-ojcowskiej beztroski, krzykliwie zadając pytanie – co poszło nie tak. Na drugim zaś planie, jak grzyby po deszczu, wyrastają drugoplanowi bohaterowie – matka, która zniknęła wiele lat wcześniej, ale teraz chce pomóc, wyrozumiała i kochająca druga żona ojca – prawdziwa strażniczka domowego ogniska, partnerki chłopaka w narkotykowym ciągu i tak dalej. Im ich więcej, tym bardziej ten film grzęźnie w banalnych schematach, z których najbardziej bolesny to ten, kiedy ojciec (Steve Carell) dowiaduje się, co czuje jego syn (Timothée Chalamet), przeglądając jego wyjątkowo wymowny dziennik. Gdy panowie się spotykają, pada tyle górnolotnych słów, że czasem aż trudno traktować je ze śmiertelną powagą. Van Groeningen nie pomaga też sobie technikaliami, używając nudnie szkolnego montażu oraz wybierając ścieżkę dźwiękową, która za grosz nie ma finezji, a w pewnych momentach nadto aż taniego patosu. Chalamet jest na pewno piękny, ale zagrał w produkcji, za dużo razy zbyt tandetnie żerującej na emocjach, dodatkowo spuentowanej nieznośnym, umoralniającym finałem.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.