W kinie: Obywatel Jones (Berlinale)

mrjones

 

OBYWATEL JONES
Berlinale 2019
reż. Agnieszka Holland

moja ocena: 5/10

 

Agnieszka Holland nie tworzy bryku z poruszającej historii Wielkiego Głodu na Ukrainie. Wiedzę o tym dramacie ciągle lepiej czerpać z literatury, w tym wnikliwego studium autorstwa Anne Applebaum. Polska reżyserka skupia się bowiem na chwaleniu niezłomnego etosu dziennikarskiego, uosabianego przez tytułowego Pana Jonesa, który jako pierwszy odkrył okrutne kulisy gospodarczego “sukcesu” Józefa Stalina. Gareth Jones to człowiek, który jako pierwszy w latach 30. przyjrzał się baczniej kulisom domniemanego sukcesu gospodarczego Związku Radzieckiego. Państwa budującego raj ludzi pracujących kosztem śmierci milionów na terenach dzisiejszej Ukrainy, którym z premedytacją zabierano owoce wyrosłe na ich żyznych ziemiach, zostawiając za sobą tylko głód. Przez dekady działalność Stalina na Ukrainie na Wschodzie stanowiła temat tabu, choć tę zbrodnię rozpatruje się współcześnie w kategoriach systemowo zorganizowanego ludobójstwa. Agnieszka Holland dedykuje swój film tym bezimiennym ofiarom, ale całą swoją uwagę skupia na niepozornym Walijczyku. Doradcy ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii i dziennikarza, obdarzonego zawodowym szóstym zmysłem, bo Gareth Jones przeczuwał, jakim liderem politycznym może okazać się Adolf Hitler, gdy przeprowadzał z nim wywiad na początku jego rządów jako niemieckiego kanclerza. Niedługo później pojechał do Moskwy, następnie ryzykując życie na Ukrainę podążając za sygnałem o tamtejszym zbożu (“złocie Stalina”) i widząc, że sowieckie prosperity niekoniecznie znajduje sensowne pokrycie w liczbach. Agnieszka Holland wykorzystuje historię Jonesa, by odnieść tamtą sytuację do czasów teraźniejszych. Uderzyć na alarm i z publicystyczną swadą zagrzmieć, że historia lubi się powtarzać, gdy nie uczymy się na błędach. W wielkich, wypełnionych patosem słowach, jakie do swoich antagonistów wypowiada dzielny okularnik, przypomina o dziennikarskim etosie, którego fundamentami są odwaga i niezależność. Bez nich głoszenie prawdy praktycznie nie jest możliwe. Doniesienia Jonesa o ukraińskim Hołodomorze zdewaluowano, z pomocą przychylnego komunistycznemu reżimowi amerykańskiego korespondenta New York Timesa Waltera Duranty, nadając im rangę dzisiejszych fake newsów. W końcu polska reżyserka nad wyraz sugestywnie pokazała, jak niebezpieczne są zbyt bliskie relacje mediów i ośrodków władzy. Media mogą zmieniać postrzeganie świata, czego w filmie dowodzi przykład George’a Orwella, który pod wpływem rewelacji Jonesa zapowiada rewizję swoich poglądów na Związek Radziecki. Ich efektem było powstanie najbardziej znanych powieści pisarza. Historia trochę zapomniała o Garethie Jonesie, bo dziennikarz zmarł młodo i najpewniej z rąk sowieckich agentów, którzy w ramach zemsty pojechali za nim do Mandżurii. Przypomina go teraz kino, ale jednak szkoda, że nie wystawia mu czegoś więcej aniżeli hollywoodzkiego w rozmachu i nadęciu pomnika. Filmu sztampowego narracyjnie i chaotycznego w montażu, z rozrzedzonym tłem i banałami ukrytymi w dialogach i charakterystykach bohaterów drugiego planu. Świat powinien usłyszeć o tragediach Wschodniej Europy, ale zasługują one jednak na ciekawsze formalnie kino.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.