W kinie: If Beale Street Could Talk

bealestr

 

IF BEALE STREET COULD TALK
polska premiera: 22.02.2019
reż. Barry Jenkins

moja ocena: 5.5/10

 

Zaczynam martwić się o karierę Barry’ego Jenkinsa, którego skromna, jak na razie, filmografia to jednak zjazd po równi pochyłej. Amerykański reżyser zdaje się poświęcać coraz bardziej dbaniu o walory estetyczne swoich filmów, aniżeli zatroszczyć się o ich treść. Rozmarzona aura “If Beale Street Could Talk” ze zdjęciami jakby podrasowanymi najmodniejszymi filtrami z Instagrama wcale nie pomagają zbudowaniu uniwersalnej historii o codziennych niesprawiedliwościach, które dotykają “kolorową” Amerykę. Punkt wyjściowy był niezły. Melodramatyczna miłość młodych, pięknych Tish i Fonny’ego pokazana została subtelnie i z dużą czułością, bo to kochankowie niewinni (aż do przesady) i darzący się szczerym uczuciem. Dla dziewczyny to w ogóle pierwsze tak poważne zauroczenie, emocjonalne i seksualne, więc tym bardziej brutalnie wybrzmiewa los, jaki spotkał tę dwójkę, która nawet nie miała okazji zweryfikować siły łączącego ich uczucia, praktycznie nie wychodząc poza idealną, pierwszą fazę związku. Oskarżenie Fonny’ego o gwałt, najprawdopodobniej tylko z powodu koloru jego skóry oraz ciąża Tish gwałtownie przerwały ich bujanie w obłokach i konstruowanie idylli wspólnego życia. Gdy ładny melodramat zamienia się w kino społeczne, gdzie Jenkins sprawia wrażenie aspirowania do miana lirycznej odpowiedzi na ogniste, rozemocjonowane kino Spike’a Lee, “If Beale Street Could Talk” staje się filmem postawionym na banalnych schematach i rasowych kliszach. Banał często równa się nuda i tak niestety też jest w tym przypadku.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.