Filmowe Okno na Świat s04e02

losmiemb

 

LOS MIEMBROS DE LA FAMILIA
reż. Mateo Bendesky
Argentyna
zobacz zwiastun >>>

moja ocena: 6.5/10

 

Lucas i Linda to rodzeństwo, które spotyka się po kilkumiesięcznej rozłące. Wracają do rodzinnego domu położonego na trochę obskurnym, argentyńskim wybrzeżu. Ponura, ale oniryczna szarość tej okolicy i jej otulająca ospałość tworzą wrażenie przestrzeni odrealnionej, wręcz baśniowej. Otwarcie każdych drzwi w opustoszałym domostwie rzuca światło na nie tak odległą przeszłość tej dwójki, choć te, za którymi schowane zostały te najpaskudniejsze wspomnienia, brat i siostra starają się trzymać zamknięte jak najdłużej. Mateo Bendesky w zaskakująco wyrafinowany sposób tworzy tajemniczą atmosferę rodzinnej tajemnicy, za którą kryją się ciągle świeże, dramatyczne wydarzenia. To z nimi przyjechali rozliczyć się młodzi bohaterowie filmu, to te rany próbują jakoś opatrzyć. By zamknąć bolesną przeszłość i ruszyć do przodu oraz odbudować rozerwaną bratersko-siostrzaną więź. To kino bardzo skromne i minimalistyczne, ale z dużą dawką ujmującej prostolinijności i ładnego liryzmu udało się tu pokazać emocjonalną kondycję Lucasa i Lindy i autentycznie zainteresować ich historią. Przez banalne zdarzenia – jak autobusowy strajk, który uwięził tę dwójkę w nadmorskim miasteczku – fajnie podkreślono ten stan życiowego zawieszenia, w jakim się znaleźli. To też film o przepracowywaniu żałoby, gdzie depresyjny nastrój świetnie balansuje się subtelnym humorem, wyrastającym z bardzo delikatnie tu wprowadzonym schematem kina coming-of-age (“Manchester by the Sea”, anyone?). Mateo Bendesky – warto zapamiętać to nazwisko!

 

divinoamor.

 

DIVINO AMOR
reż. Gabriel Mascaro
Brazylia
zobacz zwiastun >>>

moja ocena: 6/10

 

W “Neonowym Byku” Gabriel Mascaro dekonstruował spojrzenie na płeć na głębokiej, brazylijskiej prowincji. W swoim kolejnym filmie tworzy uwodzący, dystopijny świat przyszłości. Pożyczył od Refna ciepłe, neonowe oświetlenie i repetycyjną muzykę elektroniczną, które razem pozwalają wtulić się w tę pozornie pluszową filmową wizję, medytację nad naturą wiary i miłości. Bo w tej Brazylii niedalekiej przyszłości trochę się zmieniło. Przede wszystkim biblijne drogowskazy przedostały się do urzędniczej praktyki dnia codziennego, tworząc podziały na tych głęboko wierzących i idących z prądem aktualnych trendów społecznych oraz tych nieprzestrzegających prawno-religijnych reguł. Tych drugich na drogę wiary i Boga stara się nawrócić Joana – urzędniczka do spraw rozwodów i głęboko religijna osoba. Pomaga innym, angażuje się w różne inicjatywy, jak ta, która wspiera pary w pozbyciu się problemów w związku i oddalenie od nich wizji rozwodu (co z tego, że wygląda to wszystko dosyć sekciarsko). Mimo tej całej dobroci i empatii w stosunku do drugiego człowieka Joana nie dostąpiła najważniejszego dla niej przejawu łaski Bożej – nigdy nie zaszła w ciążę. A w tym społeczeństwie ciężarna kobieta w związku małżeńskim posiada szczególny, uprzywilejowany status. Posiadanie dzieci to jej powinność, która czyni związek – dosłownie – pełnoprawnym. Mascaro wypracował z pieczołowitością i dbałością o scenograficzne detale swoją wizję. Wspaniale się tę opowieść chłonie, doceniając jego hipnotyzujące, wizualne wyrafinowanie. Nawet jeśli szwankuje ona gdzieś na poziomie ostatecznej wymowy filmu (Brazylijczyk jednak nie jest zbyt zręcznym filozofem), zaś osobliwy narrator z offu okazuje się całkowicie zbędny, to dojrzałe, przemyślane i naprawdę efektowne kino.

 

temblores2

 

TEMBLORES
reż. Jayro Bustamante
Gwatemala
zobacz zwiastun >>>

moja ocena: 6/10

 

Jayro Bustamante to twórca “Ixcanula” – zaskakującego mariażu kina etnograficznego i społecznego, które podbiło Berlinale 4 lata temu. W “Temblores” urodzony w Gwatemali reżyser porzucił całkowicie atrakcyjny, środkowoamerykański folklor, by w pełni skupić się na obyczajowych paradoksach swojego rodzinnego kraju. Wszystkie kamery kierują się na Pablo – przystojnym czterdziestokilkulatku, przedstawicielu majętnej klasy średniej, biznesmenie i ojcu rodziny jak z obrazka, który postanawia porzucić wszystko, co zbudował dla młodego kochanka. Im pozornie pewniejszy w swoim wyborze nowej, życiowej drogi staje się Pablo, tym mocniej bliscy z jednej strony, będą mu utrudniać życie (a w Gwatemali z powodu homoseksualizmu nie jest to specjalnie trudne), z drugiej – “poddać terapii” i pozwolić powrócić skruszonemu mężczyźnie na łono rodziny. Raz kusi atrakcyjny kochanek, innym razem walcząca jak lwica z pomocą kościoła o męża żona. Okoliczności być może nie są tu szczególnie oryginalne, ale ciekawa jest w tym filmie postawa Pablo – zatrważająco pasywnego uczestnika walki o osobiste szczęście i duszę, boleśnie zagubionego, wątły i wątpiącego, zwłaszcza w samego siebie i słuszność własnych decyzji. Zwykle takim bohaterom się kibicuje i trzyma kciuki, by wytrwali w walce ze społecznym kołtuństwem i ciasnymi horyzontami myślowymi większości, ale tutaj taka sytuacja raczej nie ma miejsca. Pojawia się bowiem taka myśl, że ten słaby człowiek być może nie potrafi być szczęśliwy. Jasne, że otoczenie wyjątkowo nie sprzyja takim coming-outom, ale Pablo zaskakująco łatwo, nawet jeśli pod wpływem pewnej presji, poddaje się temu, co go spotyka. Raz kochankowi i roztaczanej przez niego wizji niezobowiązującego, wspólnego życia, raz krewnym i ich pomysłowi reedukacji jedynych, słusznych wartości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.