W kinie: Słodki Koniec Dnia

slodkikoniecdnia

 

SŁODKI KONIEC DNIA
polska premiera: 10.05.2019
reż. Jacek Borcuch

moja ocena: 5.5/10

 

Główną bohaterkę “Słodkiego Końca Dnia” – poetkę Marię Linde (Krystyna Janda) – wielokrotnie zestawia się z intelektualnymi gigantami. Jednym z przeszłości, Passolinim, drugim bardziej współczesnym, Houellebecqem. Buduje się jej background szacownej Noblistki, córki Żydów ocalałych z Holokaustu, obywatelki Europy, która wycofała się z życia publicznego, by wieść uroczo dekadenckie życie na słodkiej, toskańskiej prowincji, oddając się przyjemnościom wiejskiego życia (świeże ryby na obiad, wino o każdej porze dnia, zabawy z wnukami) i lekkim ekstrawagancjom (romans z młodym Egipcjaninem, śmiganie Porshe po okolicy). Spokój tej egzystencji burzą europejskie problemy – uchodźcy i terroryzm, które dotykają nawet małą, włoską miejscowość, gdzie mieszka Maria. Poetka w swojej ocenie współczesności nie idzie z polityczno-społecznym mainstreamem, czym wywołuje skandal i oburzenie daleko wychodzące poza okolicę jej toskańskiego domostwa. Jacek Borcuch, który scenariusz “Słodkiego Końca Dnia” stworzył wraz ze Szczepanem Twardochem, zabiera głos w najgorętszych tematach współczesnej Europy, ale nie tylko nie ma na ich temat nic nowego do powiedzenia, ale też zdaje się je nie do końca rozumieć i “czuć”. Wyszło z tego kino koniunkturalne, a nie głębokie i autentycznie zaangażowane. Narracyjnie też zabrakło filmowi płynności, irytuje banalny symbolizm finałowej puenty. W wielu miejscach film ratuje sama Krystyna Janda, która w kinie ostatnio pojawia się rzadko, ale mimo to nie zatraciła pewnych umiejętności. Jako samoświadoma heroina po 60stce, ze swoimi jasnymi, odważnymi poglądami i postawą nieprzejednanej intelektualistki wypada całkiem stylowo i wiarygodnie.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.