W kinie: Frankie (Cannes)

frankie

 

FRANKIE
Festival de Cannes 2019
reż. Ira Sachs

moja ocena: 4.5/10

 

Tytułowa bohaterka filmu – znana na całym świecie francuska aktorka (Isabelle Huppert) – jeszcze za życia postanawia zorganizować swoją stypę. Wyrok bowiem już zapadł, Frankie umiera. Kobieta ściąga najbliższych krewnych i znajomych do malowniczej, portugalskiej Sintry, by spędzić z nimi miło czas, bo jego akurat najmniej jej zostało. Jak często w tego typu przypadkach bywa, krewni się stawiają, demonstracyjnie okazują żal i smutek, ale głównie zajmują się sobą i własnymi problemami. Frankie chciałaby, by wszystko jeszcze przed jej śmiercią dobrze się ułożyło. Syn spotkał odpowiednią kobietę, którą aktorka akurat do Portugalii również zaprosiła. Kłopot tylko w tym, że Paul (Jérémie Renier) od nastoletnich czasów darzy uczuciem zamężną córkę obecnego męża matki, zaś Irene (Marisa Tomei) zabiera do Sintry ze sobą chłopaka (Greg Kinnear). Gary ma poważne plany wobec ich związku, ale jego partnerka już niekoniecznie. Jimmy’ego (Brendan Gleeson) opanowała taka melancholia z powodu nieuchronnego losu żony, że nie zauważa, małżeńskich problemów córki (Vinette Robinson), odbijających się także na jego wnuczce (Sennia Nanua). Jak widać dramatów dużo, a jednak wieje straszliwą nudą w tej Sintrze. Posągowa w swym spokoju Frankie ożywa tylko wtedy, gdy Huppert uzbraja ją w charakterystyczną dla siebie rozkoszną ironię. Jej partnerzy to korowód Allenowskich, emocjonalnych popaprańców, a takich postaci Ira Sachs nigdy nie tworzył. Był do tej pory mistrzem subtelności i humanistycznej głębi w opowiadaniu o skomplikowanych relacjach międzyludzkich. Miał autentyczną empatię, jakiej filmowcom często brakuje. Gdzieś zgubił własny styl i oby szybko go znów odnalazł.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.