W kinie: It Must Be Heaven (Cannes)

itmustbeh

 

IT MUST BE HEAVEN
Festival de Cannes 2019
reż. Elia Suleiman

moja ocena: 7.5/10

 

Wracający po 10 latach uroczy komediant, Elia Suleiman, wyjeżdża z Palestyny, by szukać nowego domu. Rozbrajające swoją lekkością i bezpretensjonalnym humorem “It Must Be Heaven” tłumaczy też, dlaczego ten nietuzinkowy reżyser tworzy filmy tak rzadko. W Nazarecie granemu przez Elię Suleimana Eli Suleimanowi nagle wszystko wydaje się jakieś wrogie i nieprzyjemne. Sąsiad notorycznie podkrada cytryny z jego ogrodu, bezczelnie się z tym nie kryjąc. Policja nie reaguje na akty wandalizmu w lokalnych miejscach kultu. Do groźnych scysji dochodzi nawet w porządnych restauracjach, gdzie klienci reagują agresją wobec jej właściciela z powodu własnej, kulinarnej ignorancji. Palestyna doesn’t feel like home anymore. Suleiman pakuje więc walizkę i wyjeżdża najpierw do Europy, potem do Nowego Jorku. Szukając alternatywy dla swojej ojczyzny, przekonuje się jednak, że nie tylko gdziekolwiek nie pojedzie świat ze swoimi nadgorliwymi kontrolami, policyjną czujnością, wrogością wobec nieznajomych niczym nie różni się od wymęczonej wiecznym konfliktem jego cząstki Bliskiego Wschodu. Ale też że Palestyna pozostanie z nim na zawsze. Jako reżyser Suleiman ma to nieprawdopodobne wyczucie aranżacji kadru, które sprawia, że Chaplinowskie gagi wypełnione są zarówno kapitalnym dowcipem, jak i przenikliwą obserwacją z uniwersalnym, jasnym przesłaniem. Palestyńczyk to również błyskotliwy, świadomy komediant i performer, który czerpiąc z tradycji mistrzów kina niemego oraz Jacquesa Tatiego, doskonale wie, że często milczenie jest złotem, a sugestywne poruszenie brwiami powie więcej niż tysiąc słów. Ze swoim nienagannym ubiorem, chakterystycznym kapeluszem i szlachetnymi manierami zderzający z absurdami zachodniego świata Suleimana ma w sobie więcej prawdy niż niejeden dokumentalista. Jego siłą jest też to, iż potrafi do wielu rzeczy odnosić się nie tylko z humorem, ale i ciepłem oraz empatią.

Dlaczego tak zdolny i mądry humanista jak Elia Suleiman wypowiada się w kinie tak rzadko? Cóż, Palestyńczyk w “It Must Be Heaven” odpowiada również na to pytanie. Jego bohater próbuje zdobyć fundusze na swój film i nie jest to najłatwiejsza sprawa. Najpierw spotyka się z szefem potężnego Wild Bunch, Vincentem Maravalem, który w groteskowej korpo gadce tłumaczy Suleimanowi, że jego projekt jest za mało palestyński. W Nowym Jorku w reżysera nie wierzy także Nancy Grant – producentka, która w tym roku przyjechała do Cannes z “Matthias & Maxime” Dolana. Taka to właśnie ludzka komedia, którą sam Suleiman potrafi skwitować najlepiej. Łagodnym uśmiechem i sugestywnym drgnięciem brwi.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.