W kinie: Favolacce (Berlinale)

favolacce

 

FAVOLACCE
Berlinale 2020
reż. Fabio & Damiano D’Innocenzo

moja ocena: 5/10

 

Gorące lato na rzymskich przedmieściach. Żar się leje z nieba, słońce pali w twarz. Sepiowe barwy prześwietlają też filmową taśmę. Idealna sceneria dla jakiejś pogodnej historii, ale dla braci D’Innocenzo wprost przeciwnie – osiedla domków rodzinnych to siedlisko prawdziwych patologii. Miejsca, gdzie nie tylko za zamkniętymi drzwiami nie dzieje się nic dobrego. Bierna agresja dorosłych, ich skrywana nieżyczliwość i zazdrość, ukryte grubiaństwo i finezyjne zakłamanie, wyrastające z braku ekonomicznej stabilności i egoistycznej chęci popisywania się przed sąsiadami, a niestety zatruwające egzystencję ich dzieciaków. Todd Solondz lubi to, bo “Favolacce” proponuje wizję wyjątkowo pesymistyczną i ocenę tej mikrospołeczności bardzo surową. Dorastanie młodych bohaterów filmu ma albo gorzki, albo kwaśny smak. Dorośli zaś tworzą – wszyscy bez wyjątków – galerię typów antypatycznych i odpychających. Rodziców okropnie nieidealnych i fatalnych w swych ojcowsko-matczynych rolach. Podobne błędy za uszami mają też bracia D’Innocenzo, którzy nie tylko zbyt łatwo czerpią wzorce z amerykańskiego kina demaskującego spokój życia na leniwych przedmieściach, ale też wyjątkowo dziwnie opowiadają swoją historię. Godzina filmu to typowa ekspozycja, przedstawienie tego szpetnego świata. Właściwie nie ma tu żadnego środka, przeciągnięcia akcji, dostajemy więc od razu niepokojący i całkiem przewidywalny finał, który niby wisiał w powietrzu, ale dzieje się nagle i znienacka, bez większego umocowania narracyjnego. Nagroda za scenariusz na Berlinale? Wolne żarty. Ktoś tu chyba też nawdychał się za dużo tego nawozu do roślin ogrodowych.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.