W kinie: A potem tańczyliśmy

andthenwedance

 

A POTEM TAŃCZYLIŚMY
polska premiera: 25.09.2010
reż. Levan Akin

moja ocena: 6.5/10

 

Można by powiedzieć – skąd my to znamy. W konserwatywnym społeczeństwie, takim jak we współczesnej Gruzji (lecz przecież nie tylko), gdzie kilka lat temu z wyjątkową wrogością zareagowano na pierwszą w tym kraju Paradę Równości, lepiej pozostawać w ukryciu, gdy nie reprezentuje się upodobań heteroseksualnej większości. Tym bardziej jeśli tak jak Merab (Levan Gelbakhiani), żyje się marzeniem o karierze w ludowym zespole tanecznym o wielowiekowej i bardzo zasadniczej tradycji. Tutaj nawet niemęski ruch bioder może skutkować wyrzuceniem z grupy, a co dopiero zdemaskowanie zakazanego uczucia do kolegi z parkietu i jednocześnie swojego najpoważniejszego rywala w konkurowaniu o główną partię taneczną. Pełna chemii relacja Meraba i Irakliego (Bachi Valishvili) ma w sobie coś rozbrajająco naiwnego, jest w słodki sposób pretensjonalna, beznadziejnie romantyczna. Niczym w typowym, amerykańskim, mainstreamowym romansie. Ma ten swój niepodrabialny urok, nawet jeśli budują go takie oczywistości, jak najbliższe otoczenie rzucające wiecznie chłopakom pod nogi dość banalne dla tego typu fabuły kłody oraz nieustannie wysyłające sygnały, że ich miłość to ta z gatunku nie mających się prawa się ziścić. Bardziej jednak niż społeczne przesłanie – na pewno ważne dla takiej Gruzji (i paru innych krajów) – ujęła mnie w “A potem tańczyliśmy” autentyczna energia młodej ekipy filmu, dzięki której jego bohaterowie są zdecydowanie czymś więcej niż tylko nosicielami konkretnych postaw, kontekstów, dylematów. Tej szczerości, przebojowości i animuszu brakowało wielokrotnie choćby polskim twórcom, bo skromna, gruzińska produkcja właśnie dzięki temu zostawia daleko w tyle np. takie apatyczne i smutne “Płynące Wieżowce” oraz w całkiem atrakcyjny sposób edukuje o ważnych społecznie kwestiach.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.