W kinie: Prawdziwe Matki

truemothers

 

PRAWDZIWE MATKI
36. Warszawski Festiwal Filmowy
reż. Naomi Kawase

moja ocena: 5.5/10

 

Niesamowitą drogę przeszła Naomi Kawase. Przez lata ikona kobiecego kina z Azji, kochana przez miłośników art-house’u, nagradzana na najważniejszych festiwalach filmowych. Zresztą “Prawdziwe Matki” – jej najnowsze dzieło – może się dumnie chwalić stempelkiem tegorocznej selekcji Festival de Cannes, które choć się nie odbyło, symbolicznie wyróżniło wybranych twórców. W normalnych okolicznościach ich produkcje byłyby częścią programu francuskiej imprezy. Azjatyckie kino miało ostatnio w Cannes doskonałą passę. Ze Złotą Palmą stamtąd wyjechała zarówno Japonia, jak i Korea Południowa. Kawase takie wyróżnienie raczej by nie groziło. Od paru lat japońska reżyserka największe atuty swojego kina, zawsze będącego blisko ludzkich spraw, z liryzmem i czułością spoglądającego zwłaszcza w stronę zwyczajnych, nieuprzywilejowanych społecznie jednostek i małych wspólnot, roztapia w wątpliwej jakości, irytującym sentymentalizmie. W porównaniu do słabego BLASKU i jeszcze gorszej WIZJI najnowsza fabuła Kawase to już malutki krok w lepszym kierunku, choć ciągle to łzawy, pozbawiony narracyjnej głębi film. Gdzie się podziała Kawase sprzed kilkunastu lat? Nie wiem. W “Prawdziwych Matkach” reżyserka śledzi historię adopcyjnych rodziców małego chłopca i jego biologicznej matki. Ci pierwsi to żyjąca dostatnio para z Tokio, której do pełni szczęścia brakuje jedynie potomstwa. Ta druga – nastolatka z prowincji – w ciążę zachodzi przez przypadek, dziecko oddaje do adopcji, bo w swojej trudnej sytuacji nie znajduje wsparcia bliskich. Rola matki – przekonuje Kawase – to jedna z najbardziej ekstremalnych funkcji, jakie w życiu może pełnić kobieta. I ponosić na tym polu zarówno budujące sukcesy, jak i spektakularne porażki. Osąd tych zachowań i reakcji potrafi być jednocześnie niezwykle trudny, bo sytuacja nigdy nie bywa czarno-biała. Na potwierdzenie tej tezy Kawase portretuje w swoim filmie w całkiem mądry sposób wiele kobiet i ta wielowymiarowość spojrzenia sprawia, że PRAWDZIWYM MATKOM można czasem wybaczyć scenariuszowe mielizny i tanią ckliwość, choć już ta landrynkowo-Hallmarkowa rzewność to dla mnie o wiele za dużo.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.