Netflix: Nowiny ze świata

newsof

 

NOWINY ZE ŚWIATA
polska premiera: 10.02.2021
reż. Paul Greengrass

moja ocena: 5.5/10

 

Paul Greengrass to reżyser z gatunku twardzieli. Taki, który w jakimś równoległym życiu spokojnie mógłby pracować jako reporter wojenny wszędzie tam, gdzie jest wyjątkowo gorąco. Bez znieczulenia, z wrażliwością być może hollywoodzką, ale też dokumentalną, w swoim kinie opowiadał już o konflikcie irlandzko-brytyjskim, zamachach z 11 września czy zbrodniach Andersa Breivika. Nawet przygody Jasona Bourne’a w interpretacji Greengrassa w dłuższych fragmentach przypominały surowe kino wojenne aniżeli pospolite kino akcji. Co się więc stało, że ten człowiek wziął się za flegmatyczne kino drogi i w dodatku staromodny western? Nie będę ukrywać, że nawet ktoś taki jak reżyser “Krwawej Niedzieli”, nie jest w stanie sprawić, że fabuła z Tomem Hanksem w roli ostatniego poczciwca w zdegenerowanym, powojennym świecie stanie się bardziej wciągająca niż faktycznie jest. Niemniej przenikliwość Greengrassa nadała “Nowinom ze świata” pewnej głębi i symbolicznej tonacji. Otóż Hanks wciela się w tym filmie w rolę konfederackiego kapitana, pozostałość po upadłej armii, który w pokiereszowanym, pełnym krwawiących ran kraju podróżuje od miasteczka do miasteczka, czytając ludziom informacje z gazet. Staje się ich oknem na świat, pozwalając dowiedzieć się o zdarzeniach, które choć dzieją się daleko od tej konkretnej miejscowości, mają uniwersalne znaczenie i mogą stanowić budulec dla nowej, większej wspólnoty. W jego udręczonej posturze można dostrzec, że w ten sposób konfederata spłaca jakiś dług, który zaciągnął, uczestnicząc w koszmarnej wojnie, walcząc niekoniecznie za właściwie idee. Jego postawa zaś daje nadzieję, że można wyjść z mroku, odnaleźć w sobie szlachetność i szukać w świecie wartości łączących mimo głębokich podziałów i indywidualnego bólu. To brzmi jak przesłanie kierowane zwłaszcza do współczesnej Ameryki. Lekcja historii, z której teraz warto szczególnie wyciągać wnioski na wcale nie daleką przyszłość.

“Nowiny ze świata” byłyby jednak dość nudnym filmem, gdyby ich głównym bohaterem był jedynie newsowy komiwojażer. Za partnerkę kapitan Kidd dostaje dziką dziewczynkę – potomkinię niemieckich emigrantów, po śmierci przygarniętą i wychowaną przez Indian. Ostatecznie sierotę, którą poczciwy konfederata zobowiązuje się odwieźć do rodziny mieszkającej kilkaset kilometrów dalej, choć po drodze może czyhać wiele niebezpieczeństw. Do roli osieroconej dziewczynki zaangażowano młodziutką Helenę Zengel, którą nawet wyróżniono nominacją do Złotego Globu, co wygenerowało okazjonalną dyskusję o młodocianych aktorach nagradzanych najbardziej prestiżowymi laurami. Natomiast ja mam tu taką wątpliwość, że Helena dostała angaż, bo ktoś zobaczył jej rolę w wyróżnionym Srebrnym Niedźwiedziem “Błędzie Systemu” Nory Fingscheidt i kazał jej po prostu zagrać dokładnie takie samo dziecko jak w niemieckim filmie. To niemalże identyczna rola i to jest wręcz niedorzeczne. Inna sprawa, że podróż kapitana i jego podopiecznej to wyjątkowe nudy, które tylko rozmywają w ponurych pustkowiach Teksasu słuszny, współczesny przekaz dla potomnych. Jedyną wartość tej opowieści.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.