W kinie: Das Madchen und die Spinne (Berlinale)

madchenspinne

 

DAS MADCHEN UND SIE SPINNE
Berlinale 2021
reż. Ramon Zürcher, Silvan Zürcher

moja ocena: 7/10

 

Bracia Ramon i Silvan Zürcher zamknęli swoich bohaterów w bardzo ograniczonej przestrzeni kilku pokoi i korytarzy w mieszkaniach w jednej kamienicy, zamieszkanej przez podejrzanie atrakcyjnych, uśmiechniętych ludzi. Tę grupę integruje na kilkadziesiąt godzin przeprowadzka jednej z lokatorek. Lisa opuszcza wieloletnią przyjaciółkę, by rozpocząć samodzielne życie w pojedynkę. Jak poważny dla młodej dziewczyny jest to krok, niech świadczy skala przedsięwzięcia. Lisie pozbierać swoje rzeczy pomagają matka, znajomi z sąsiedztwa oraz polski majster ze swoim pomocnikiem. Dziewczyna zabiera ze sobą nie tylko różne bibeloty i zawartość garderoby, rozmontowuje nawet meble i pakuje sufitową lampę. Ale to perypetie tej drugiej bohaterki, Mary, oraz jej spojrzenie na uczestników przeprowadzkowego spektaklu napędzają narracyjną, elegancko koronkową narrację tej opowieści. Szwajcarski duet reżyserski należy pochwalić za ogromne wyczucie filmowej formy. Z ciasnych, zamkniętych pomieszczeń wydobyli wspaniałą przestrzeń dla specyficznego mikroświata, miniaturowej wspólnoty, która staje się areną dla małych, codziennych dramatów. Kiełkujących przez lata albo takich, które narodziły się w wyniku nadchodzącej nieuchronnie zmiany. Na próżno szukać jednak w “Das Mädchen und die Spinne” gwałtowych wybuchów i wysokoenergetycznych konfrontacji. Każdy z bohaterów przepracowuje bowiem swoje emocje głównie we wnętrzu. Uzewnętrzniają się one w przenikliwych spojrzeniach jak wtedy, gdy para byłych kochanków konfrontuje się w kontekście nowego romansu jednego z nich. Albo gdy matka Lisy i majster Jurek w serdecznych gestach nawiązują nie tak znowu niewinny flirt.

Bracia Zürcher – dwaj mężczyźni – patrząc na ludzkie interakcje, imponują wrażliwością typową dla najzdolniejszych współcześnie kobiecych reżyserek. W ich filmie odnaleźć można liryzm Joanny Hogg oraz czułość Domingi Sotomayor. Szwajcarzy tworzą też własny świat, w których znalazło się miejsce na prosty realizm, ale również ten magiczny. Czas tu płynie także trochę inaczej. Rozmywa się we wspomnieniach i planach na przyszłości, do których wracają lub które snują lokatorzy.

Twórcy “Das Mädchen und die Spinne” potrafili oni wytworzyć wokół swoich bohaterów tę intymną aurę, bo przecież, ze względu na przestrzenne ograniczenia, często jako widzowie jesteśmy niemalże obok tych postaci, a oni sami kadrowani są z bliskiej, frontalnej czy też portretowej perspektywy, pogłębiając to poczucie bliskości. Gdy Lisa ze swoimi klamotami w końcu odjeżdża, a za nią słychać fortepianową melodię “Voyage Voyage” niczym tę pożegnalną rapsodię, a reszta jej pomocników rozchodzi się do swoich codziennych obowiązków i życiowej rutyny, ja mam wrażenie, że żegnam przyjaciół, których tęsknoty, bolączki, smutki i radości poznałam bardzo dobrze. Chciałabym ich spotkać ponownie i tak po ludzku zapytać się, co u nich słychać.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.