W kinie: Niefortunny numerek lub szalone porno (Berlinale)

badluckbanging

 

NIEFORTUNNY NUMEREK LUB SZALONE PORNO
Berlinale 2021
reż. Radu Jude

moja ocena: 6.5/10

 

Dzięki pomysłowości lokalnych twórców, rumuńskiej nowej fali na przestrzeni lat właściwie nigdy nie dosięgnęła artystyczna stagnacja. Rzeczywistość nieustannie dostarcza im soczystych tematów, a oni sami potrafią wychodzić poza ramy ultra realistycznych, surowych dramatów. Świeżo upieczony laureat Złotego Niedźwiedzia na Berlinale, Radu Jude, jest zarówno jednym z fajniejszych ambasadorów rumuńskiej kinematografii, jak i najbardziej kreatywnych. Nie oznacza to, że wszystkie jego filmy są udane, bo dwa poprzednie nie były. “Bad Luck Banging or Loony Porn” natomiast stanowi dobrą i ostrą jak brzytwa puentę filmowych poszukiwań reżysera z ostatnich lat. Rumun zaczął jednak w taki sposób, że ciężko z początku potraktować go poważnie. Bez ostrzeżenia uczynił z nas mimowolnych widzów amatorskiego filmiku pornograficznego. W alkowach własnej sypialni nauczycielka Emi oddaje się wyuzdanym, miłosnym igraszkom ze swoim mężem. Mężczyzna telefonem rejestruje całą zabawę, następnie nagranie trafia – przypadkowo lub nie, bez znaczenia – do sieci. Powoduje to poważne perturbacje w życiu jego żony. Nim zapis erotycznych uciech zniknie z internetu, film obejrzą uczniowie Emi. Złożenie wyjaśnień przed rodzicielskim i pedagogicznym gronem oraz poddanie się ich osądowi staje się dla bohaterki stresującą koniecznością.

Przygotowując się do szkolnej konfrontacji, bohaterka tuła się po mieście. Przebieżka Jude po ulicach pandemicznego Bukaresztu to zbyt banalna ilustracja tego, jak w obecnych czasach pornografia wdziera się w naszą codzienność. Wulgarne treści krzyczą z reklam, witryn sklepowych i oplakatowanych pojazdów komunikacji. Irytuje powszechna pstrokacizna i okrutny nieład estetyczny. Obowiązkowe oburzenie na nagranie elementu małżeńskiego pożycia, które powinno pozostać w sferze intymnej i być może samo w sobie jest najmniej szkodliwe w porównaniu do tego, z czym stykamy się każdego dnia w przestrzeni publicznej, u Jude przybiera formę bombastycznego teatru absurdu. Sytuację Emi wykorzysta więc do bezpardonowego napiętnowania tego, co we współczesnych, postkomunistycznych społeczeństwach najgorsze.

Nim w “Bad Luck Banging or Loony Porn” dotrzemy do wyczekiwanej kulminacji, reżyser zapozna nas jeszcze ze słownikiem, jego zdaniem, najważniejszych z teraźniejszej perspektywy pojęć. Zamknięte to zostaje w osobliwy, found footage’owy segment, gdzie kolejne treści pojawiają się na ekranie z radosną dynamiką spotów w telewizyjnym bloku reklamowym. Jedne są nieznośne i trywialne, niektóre zabawne i ironiczne, inne zaczepne. Całościowo – uwierające i prowokacyjne. Na pewno nie dają oddechu przed fajerwerkami części finałowej.

Gorączkowa atmosfera szkolnej konfrontacji, archetypiczne postacie, jakie biorą w niej udział, rynsztokowy i absurdalny poziom argumentacji, aż w końcu totalna nieprzewidywalność finału tej historii to być może najbardziej obrazoburcze, a jednocześnie trafne skomentowanie naszej współczesności, jakie wydarzyło się w europejskim kinie w XXI wieku. Bohaterka filmu Jude, jak ta samotna wojowniczka na barykadzie, sama przeciwko ciężkiej artylerii hipokryzji, pruderii i małostkowości, walczy z całych sił. Kibicujemy jej, choć wiadomo, że stoi raczej na straconej pozycji i to najbardziej ponury aspekt tej opowieści. Niemniej dzięki Radu, że przynajmniej w jednym momencie, próbowałeś nas z hukiem trochę rozweselić.

Do tej pory gdy Jude przyglądał się paradoksom rumuńskiej rzeczywistości, próbował wyciągać wnioski z historii, piętnował narodowe grzechy i zaniechania, wydawał zbyt zacietrzewiony i zamknięty w swojej często nachalnie oskarżycielskiej w tonie refleksji. Ordynarna swojskość i przaśność jego nowego filmu, sprawiają, że Rumun staje się widzom bliski jak nigdy dotąd. Przemawia językiem bardzo uniwersalnym, ze swadą nonszalanckiego trybuna ludowego, którego zrozumieją nie tylko rodacy reżysera, ale też mieszkańcy całej środkowej części Europy. Filmowiec z Bukaresztu wykonał za nas wszystkich kawał roboty, ale część tej lekcji powinniśmy odrobić też sami we własnych sumieniach. Kto by pomyślał, że usługę społecznego wake-up call, uruchomi pornografia domowej produkcji.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.