W kinie: Sound of Metal

soundofmet

 

SOUND OF METAL
polska premiera: 5.03.2021
reż. Darius Marder

moja ocena: 6/10

 

Ruben (Riz Ahmed) wraz ze swoją partnerką Lou (Olivia Cooke) tworzą rockowy duet. Na scenie i poza nią. On gra na perkusji, ona odpowiada przede wszystkim za partie wokalne. W przestronnym kamperze przemierzają Stany, by grać koncerty w miejscach być może niezbyt prestiżowych, ale wypełnionych energetyczną publiką. Pewnego dnia mężczyzna niespodziewanie traci słuch, a diagnoza, którą otrzymuje od lekarzy, brzmi jak najgorszy wyrok: głuchota jest właściwie nieodwracalna, a kontynuowanie muzycznej kariery w związku z tym niemożliwe. W jednej chwili Ruben traci wszystko – zmysł potrzebny do pracy i pielęgnowania pasji, ale przede wszystkim życie, jakie wybrał i w którym się odnajdywał.

“Sound of Metal” to kino dość specyficzne, które nie idzie na skróty. Jego motywem przewodnim nie jest ani opowieść o zrywaniu z uzależnieniem (od narkotyków, przyzwyczajeń, ludzi, których się kocha), ani wyciskająca łzy klisza o oswajaniu fizycznej niepełnosprawności. Film proponuje za to narrację wyjątkowo zsubiektywizowaną, skupioną na jednostce i jej emocjonalnej podróży ku nowemu życiu, które trzeba zbudować, gdy ciało odmawia posłuszeństwa. Nieoczywistego przewodnika i mentora na tej drodze Ruben odnajduje w Joe (Paul Raci), który prowadzi placówkę dla niedosłyszących, gdzie dotknięte głuchotą osoby uczą się języka migowego i funkcjonowania w świecie bez dźwięku, ale też odnajdują życiowy balans. Bo w końcu tego najbardziej potrzebuje bohater – niegdysiejszy rockman i buntownik, dla którego cisza jest najbardziej nienaturalnym stanem. Ciała i duszy.

W filmie doskonale stworzono warstwę audialną, która pozwala widzowi współodczuwać stan, w jakim znajduje się Ruben. Od hałasu koncertów przez wykoślawiony technologicznymi niedostatkami dźwięk przenoszony przez douszny implant po totalny zanik słuchu, gdy bohater gubi się w rzeczywistości przesuwających się obrazów, którym towarzyszy jedynie pusta cisza. Gdyby Darius Marder pozostawił nas w tej intymnej relacji z Rubenem, “Sound of Metal” miałoby szansę dostarczyć doświadczenia z gatunku magicznych, wręcz transcendentnych. Ważne miejsce w tej opowieści zajmuje jednak wątek z Paulem Raci – przyzwoity aż do bólu, akademicko dydaktyczny, zbyt łatwo porzucający osobowość i charakter głównego bohatera, który zaskakująco szybko poddaje się naukom i morałom, jakie wynosi z ośrodka prowadzonego przez Joe. Bunt i desperacja towarzyszyły Rubenowi praktycznie tylko przy okazji lekarskich diagnoz. Na krótki moment w finale filmu, znów w ciszy, do głosu dochodzi wewnętrzna siła mężczyzny, twardego gościa po przejściach, który godzi się ze światem, w jakim teraz będzie żył.

 

Odpowiedź do artykułu “W kinie: Sound of Metal

  1. Fafik

    Kompletnie nie rozumiem jak można brać na poważnie film kompletnie pozbawiony logiki.
    1. Główny bohater traci słuch i już na samym początku zostaje poinformowany o możliwości zabiegu dzięki któremu go odzyska
    2. Główny bohater przez kolejne ¾ filmu na różne sposoby „przeżywa” swoją niepełnosprawność i uczy się języka migowego po to…..
    3. … by w finale sprzedać wszystko co posiada, poddać się zabiegowi i odzyskać słuch co mógł zrobić od razu po diagnozie
    Genialnie irytujące. Po co ta cała środkowa część skoro rozwiązanie było banalnie proste. Coraz częściej oglądając filmy dajemy się zwieść tzw. „głębszemu przekazowi” zapominając o zwykłej logice. Scenariusz, a w zasadzie jego prawdopodobieństwo nie ma kompletnie żadnego znaczenia, a każdą bzdurę można sprzedać w odpowiednio pretensjonalnym opakowaniu.

Skomentuj Fafik Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.