W kinie: Annette (Cannes)

annette

 

ANNETTE
Festival de Cannes 2021
reż. Leos Carax

moja ocena: 6.5/10

 

Takie dzieło jak “Annette” to rzecz niezwykła w naszych czasach. To spektakl, którego brawurowej wizji i bombastycznego rozmachu nie można nawet porównać z wypchanymi efektami specjalnymi blockbusterami. Przynależy on bardziej do estetyki widowiska operowego aniżeli świata filmu. w tym drugim funkcjonuje wiele rockowych musicali, niektóre mają nawet status kultowych, ale Leos Carax estetycznie gra we własnej lidze. Z nikim się praktycznie nie ściga i nie konkuruje. W jego przypadku ogranicza go chyba tylko własna wyobraźnia i sprawy budżetowo-księgowe. Ta wyobraźnia Francuza na pewno poniosła na terytoria, gdzie łatwo zgubić orientację i trzymać pełnię reżyserskiej kontroli nad fabułą. Carax traci ją wielokrotnie, gubiąc się w dekonstrukcjach i wątkach, a także strzelając na oślep wizualnymi fajerwerkami. Na seansie “Annette” szybko można się poczuć jak po przedawkowaniu środków pobudzających, gdy umysł nie jest już w stanie ogarniać tych wszystkich bodźców, jakie atakują nas z ekranu. To seans z gatunku męczących i wymagających, ale w tym drugim przypadku nie chodzi o głębię refleksji, bo jak przystało na rasowy musical historia w “Annette” jest napędzana banałami. Dotyka ona kwestii kryzysu męskości, wojeryzmu współczesnych relacji między twórcami a odbiorcami ich sztuki, a nawet staje się kolejnym “marriage story”. Ja tu jednak nie jestem po to, by tylko krytykować jednego z moich najukochańszych reżyserów.

W “Annette” Carax wraca do neo barokowych korzeni własnej twórczości. I tak jak ponad 30 lat temu buntuje się przeciwko filmowej szarzyźnie i bezpiecznemu kinu środka. Robi to z taką świadomością i beznadziejnym wręcz romantyzmem, że w tym niewesołym ostatnio świecie takiego dzieła dokładnie potrzebowaliśmy. Jego twórców poznajemy w swoistym intro do właściwej części filmu. W rytm największego przeboju tej ścieżki dźwiękowej “So May We Start” przedstawia się widzom cała ekipa – z reżyserem, aktorami, muzykami i scenarzystami w jednym na czele. Warto pochylić się zwłaszcza nad tzw. braćmi Sparks, bo Carax nie tylko zbudował z ich piosenek epicką narrację, ale też skorzystał z ich scenariusza. Choć Ron i Rusell Mael na scenie są obecni od kilku dekad, nagrali ponad 20 albumów i napisali grubo ponad 300 kawałków, teraz nadszedł ich czas. Z jednej strony canneńska premiera ich nomen omen dziecka “Annette”, z drugiej – świetnie przyjmowany dokument Edgara Wrighta im właśnie poświęcony. Sparks są w swoim prime’ie jak bohaterowie filmu na jego początku.

Pyskaty komik Henry (Adam Driver) i utalentowana sopranista Ann (Marion Cotillard) są u szczytu sławy i są w sobie beznadziejnie zakochani. Ta miłość ich najwyraźniej oślepia, bo niedługo po ślubie i narodzinach córeczki Annette pojawią się rysy na tej rodzinnej fotografii. Kryzysy i tragedie są więc jedynie kwestią czasu. Życiu tej trójki zawsze towarzyszą blask fleszy i zainteresowanie publiczności, co też rozkojarza ich na krętych ścieżkach człowieczego losu. Tej historii nie należy jednak traktować dosłownie i całkowicie poważnie. Liczy się w niej przecież coś zupełnie innego. Widowiskowość, rozmach, muzyka – to tylko niektóre elementy, które wyróżniają “Annette”, czyniąc ją niepowtarzalną i wyjątkową.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.