W kinie: Hytti nro 6 (Cannes)

companr6

 

HYTTI NRO 6
Festival de Cannes 2021
reż. Juho Kuosmanen

moja ocena: 7.5/10

 

Reżyser Joha Kuosmanen debiutował kilka lat temu na festiwalu w Cannes z czarno-białym, bokserkim komediodramatem “Najszczęśliwszy dzień Olliego Maki”, wygrywając sekcję Un Certain Regard. Awans do głównej sekcji konkursowej francuskiego festiwalu to duży, ale też naturalny krok dla twórcy, którego śmiało można określić jako canneńskie odkrycie. Luźno oparty na powieści Rosy Liksom film zasłużył na rozgłos i atencję, jaką otrzymał, pojawiając się w Cannes. Historia o dwojgu młodych ludzi, których przypadkowo połączył się ze sobą los w tytułowym przedziale nr 6 pociągu na trasie Moskwa-Murmańsk stanowi nie tylko świadectwo dawnych, przed cyfrowych czasów (akcja filmu toczy się w latach 90.), w czym tkwi masa jej sentymentalnego uroku, ale też przypomina o zapomnianej magii spotkań i znajomości zawieranych naturalnie i spontanicznie. O tych międzyludzkich zderzeniach, których wyniknąć mogą najbardziej niesamowite niespodzianki. Laura (Seidi Haarla) wsiada do pociągu byle jakiego. Dosłownie. Jego trasa jest być może imponująca, bo obejmuje wielodniową podróż z Moskwy do Murmańska, ale warunki pozostawiają wiele do życzenia. Zbyt schludnie i wygodnie tu nie jest, postoje zapowiadają się na długie, zaopatrzenie wagonu restauracyjnego mizerne, a pociągiem zarządza gburowata konduktorka. Ze studentką z Finlandii w tę daleką wycieczkę miała zabrać się jej rosyjska kochanka. Cel – prehistoryczne malowidła skalne, nazywane tu petroglifami. Partnerka Laury w ostatniej chwili jednak rezygnuje z wyprawy. Finka więc w pojedynkę, z niewielkim bagażem, kamerą i walkmanem, zmierzy się z realiami rosyjskiej kolei. Na pewno ostatnią rzeczą, o którą by poprosiła, jest towarzysz podróży taki jak Vadim (Yuriy Borisov), który na dzień dobry w przedziale otwiera wódkę, zajada się kiełbasą i kieruje w stronę Laury obelżywe, mizoginistyczne komentarze. Nawet łapówką oferowaną konduktorce dziewczyna nie może się wykupić z towarzystwa Vadima. Młody mężczyzna jedzie do Murmańska do pracy w kopalni. Z Laurą niby niewiele go łączy, ale okoliczności – długa przeprawa przez szarą, mroźną Rosję – potrafią zbliżyć. Tym bardziej, że taka bliskość wydaje się jedynym antidotum na samotność i podróżniczą melancholię.

Na jednym z dłuższych postojów Vadim zaprasza Laurę na biesiadę do domu prowincjonalnej babuszki. I to będzie jeden z najszerszych obrazów Rosji, jaki zobaczymy w tym filmie. “Przedział nr 6” skupia się bowiem na ludziach, a temu służą małe przestrzenie, takie jak kolejowe wagony czy wnętrza samochodów. Choć prawdę o bohaterach odkrywamy stopniowo poprzez ich wzajemne interakcje i rozmowy, Kuosmanen nie wchodzi w buty Richarda Linklatera. Buduje relację Laury i Vadima, pozwalając im przeżywać wspólne przygody, ale nie tworząc do nich zbyt głębokiego, a nawet romantycznego kontekstu. Gdy ta para na pustkowiu w Murmańsku zacznie obrzucać się śnieżkami, będzie to przypominać bardziej czułą, lecz przyjacielską czy nawet bratersko-siostrzaną relację, co czyni ją w sumie jeszcze cenniejszą. W końcu specyfika tych przypadkowych znajomości ery sprzed telefonów komórkowych polega też na tym, że nikt nie składa obietnicy ponownego spotkania. Wszystko się dzieje tu i teraz. Piękny, acz smutny czar ulotności chwil bez online’u.

“Przedział nr 6” to świetne kino drogi. Ze swoim ludzkim podejściem, błyskotliwym dowcipem, fajnymi bohaterami tworzy w pociągu na trasie Moskwa-Murmańsk fascynujący mikroświat, przepełniony emocjami i osobliwościami. Mimo że ten środek transportu nie wygląda na komfortowy, a potencjalni współpasażerowie na szczególnie godnych zaufania, fiński film sprawia, że chce się natychmiast w taką podróż wyruszyć i dać ponieść aurze spontanicznego voyage, voyage.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.