W kinie: Lamb (Cannes)

lamb

 

LAMB
Festival de Cannes 2021
reż. Valdimar Jóhannsson

moja ocena: 6.5/10

 

W filmie Valdimara Jóhannssona nic nie jest takie, jakim się wydaje. Przedstawiając Marię (Noomi Rapace) i Ingvara (Hilmir Snær Guðnason) Islandczyk sprawnie i wedle prawideł gatunku buduje intymny dramat o cichej erozji małżeństwa skonfrontowanego z niewyobrażalną stratą oraz żałobą i cierpieniem, które jej towarzyszą. Nie porzucając tej perspektywy, reżyser buduje drugą warstwę tej opowieści, której esencją jest wyzwanie, jakie człowiek rzuca naturze. Maria i Ingvar mieszkają na farmie na odludziu, ich praca polega w pewnym stopniu na nieustannym ujarzmianiu przyrody w realiach wymagającej, wyspiarskiej pogody. Spokój majestatu surowego, islandzkiego krajobrazu i monotonia wykonywanych codziennie obowiązków z jednej strony pozwalają zapomnieć o wewnętrznym bólu, z drugiej – usypiają zmysły, zacierając granicę między rzeczywistością i fantazją. Chcąc odbudować rodzinę, małżeństwo farmerów i hodowców owiec – na przekór złowrogiemu beczeniu własnych zwierząt – przyjmuje pod dach stworzenie, które otacza rodzicielską, czułą opieką. Dosłownie zajmuje ono miejsce utraconego dziecka. Nową idyllę Marii i Ingvara przerywa niespodziewane pojawienie się brata mężczyzny, którego powroty zawsze wydarzały się w nieodpowiednim momencie i oznaczały kłopoty. Petur (Björn Hlynur Haraldsson) – upadły muzyk bez grosza, facet z nałogami – w tej konstelacji jawi się jednak jako głos rozsądku, człowiek z zewnątrz, który może otworzy oczy zatracającym się na pustkowiu bliskim i zakończy to małe szaleństwo, jakie dzieje się na farmie. Narracyjna siła filmu i jego praktycznie do samego, absolutnie zaskakującego finału gatunkowej nieoczywistości wynika z mistrzowskiej warstwy wizualnej “Lamb”. Charakterystyczna dla Islandii natura u Jóhannssona staje się iście wielowymiarowa – kryje w sobie piękno, grozę, dzikość i tajemnicę, które ujawniają się w dramaturgicznych pikach tej opowieści. Nie da się jej też zamknąć w modne ramy elevated horroru. Nie ważne przecież, jak gęsta mgła spowije polanę, czy ile razy groźnie zaszczeka pies, bo kluczem interpretacyjnym dla filmu zawsze pozostanie udręka rodziców opłakujących stratę dziecka, którzy desperacko tę pustkę będą chcieli wypełnić. I nie ma tu znaczenia, które z filmowych rodziców z “Lamb” mamy tu na myśli.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.