W kinie: Red Rocket (Cannes)

redrocket

 

RED ROCKET
Festival de Cannes 2021
reż. Sean Baker

moja ocena: 7/10

 

Mikey Saber (Simon Rex) upadł nisko, a dowodem tego upadku jest długie walk of shame w rodzinne strony. Z blichtru Los Angeles dusznym autobusem, na który bilet kupił za ostatnie zaskórniaki, jedzie wprost do zakurzonej mieściny gdzieś w Teksasie. Nikt tu na niego nie czeka. Wie, że od żony i szwagierki nie ma co liczyć na ciepłe powitanie, a mimo to ten facet bezczelnie zapuka do ich drzwi. Musi znaleźć dach nad głową, by skądś zacząć odbijać się od dna. Czterdziestokilkuletni Mikey – gwiazda 2000 filmów dla dorosłych z 20 milionami odsłon na Pornhubie, laureat 6 branżowych wyróżnień i zdobywca trzy razy z rzędu nagrody Best Oral – nie dopuszcza bowiem do siebie myśli, że jego złote lata minęły. Nie zraża się nawet wtedy, gdy jego również przeczołgana przez porno biznes małżonka Lexi (Bree Elrod), przegania go z trawnika jak psa z podkulonym ogonem, bo nie zapomniała mu dawnych, haniebnych występków. W końcu jednak wpuszcza Mikeya, choć nie przemówiła do niej tylko i wyłącznie obietnica regularnego i całkiem sporego dorzucania się do czynszu w zamian za miejsce do spania na wysłużonej kanapie. Bohatera “Red Rocket” charakteryzuje dziwaczny magnetyzm, który pomaga mu zjednywać sobie ludzi. Przejawia się on w osobliwej mieszance nonszalanckiej pewności siebie, chorobliwego oportunizmu i zdradzieckiego egocentryzmu. Pozerstwo Mikeya tak kłuje w oczy, że nawet niespecjalnie bystra jednostka natychmiast odczyta tego typa i nie ośmieli się brać go na serio. Będąc jednocześnie żałosnym i uroczym, facet wydaje się totalnie nieszkodliwy. Dlatego ulegają mu Lexi i jej matka, dlatego szansę na zarobek da mu lokalna dilerka, a idola ujrzy w nim miejscowy przegryw skazany za podszywanie się pod weterana z Iraku. W końcu to zauroczy piegowatą nimfetkę Strawberry (Suzanna Son). Nastolatka nie tylko wpuści Mikeya do swojego łóżka (a właściwie na tylne siedzenie pick-upa matki), ale też uwierzy, że z nim u boku w roli mentora, kochanka i biznesowego partnera stanie się drugą Jenną Jameson, bo taką wizję roztacza przed nią niegdysiejszy gwiazdor. Nawet widz z początku czuje do gościa sympatię. Upadać jest w końcu rzeczą ludzką, a ten łobuz przynajmniej próbuje się podnosić w bardzo komediowy sposób. Do czasu.

Z każdym kolejnym wybrykiem Mikeya pobłażliwość dla niego maleje, odsłaniając prawdziwe, paskudne oblicze tej postaci. Podły typ nie cofnie się przed niczym, by powrócić tam, gdzie, jak sądzi, przynależy – na salony branży porno. Jego wypadnięcie z karuzeli sławy i dobrobytu, w jego mniemaniu, to chwilowa aberracja, błąd systemu, który on musi naprawić. Simon Rex jest tak kosmicznie znakomity w roli Mikeya, bo nim trafił na canneński czerwony dywan, sam latami rozpaczliwie próbował zaistnieć w show biznesie, nigdy nie tracąc nadziei na ten jeden przełomowy moment, który właściwie nigdy nie nastąpił. Był modelem, pracował w MTV, rapował pod pseudonimem Dirty Nasty. Tabloidy pamiętają go jako byłego chłopaka Paris Hilton i Meghan Markle, a środowisko filmowe (jeśli w ogóle) jako trzeciorzędnego aktora słabych filmów i seriali oraz – jak Mikey – aktora filmów dla dorosłych (a jakże!). Baker odkopał Rexa i namówił na udział w “Red Rocket”, oddając mu przestrzeń, w której tylko on mógł tak brawurowo się utożsamić ze swoim bohaterem. Tak jak wcześniej odnajdywał kapitalnych naturszczyków z charyzmą i barwną osobowością w “Mandarynce” czy “Florida Project”, których zresztą nie brakuje także w jego nowym filmie. Fajową Suzannę Son reżyser wypatrzył na pokazie filmu Gusa van Santa, gdzie dziewczyna pracowała jako hostessa.

“Red Rocket” to coś znacznie więcej niż tylko fascynujące studium skomplikowanej postaci. Przecież film portretuje nie tylko upadłego aktora porno, ale również tych wszystkich mieszkańców prowincjonalnej Ameryki, którzy żyjąc w małomiasteczkowych grajdołkach, na granicy ubóstwa, chcą wierzyć w lepsze jutro i dać nauczkę liberalnym elitom. Dlatego w filmie wybrzmiewają głośne echa pierwszej kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa z niezapomnianym hasłem “Make America Great Again”, które porwało zwłaszcza ludzi z marginesu. Wizytówką ich kraju w “Red Rocket” stają się rafinerie na teksańskiej pustyni, które codziennie mija Mikey rozwożąc zioło na starym rowerze. Symbol niegdysiejszej świetności amerykańskiego przemysłu, dzisiejszej ułomności jej gospodarczych stosunków oraz nigdy niezrealizowanej obietnicy Trumpowskiego odrodzenia. Podczas gdy drugoplanowi bohaterowie “Red Rocket” czekają na społeczny cud, coraz mocniej grzęznąc na nizinach, Mikey Saber jawi się jako człowiek czynu, który autentycznie wierzy we własną moc sprawczą i bycie kowalem własnego losu. Bez względu na cenę i konsekwencje dla siebie i innych. Self-made man w bardzo krzywym zwierciadle.

Głębia i samoświadomość kina Seana Bakera są tym, co mi w nim szczególnie imponuje i do niego przyciąga. Bohaterowie jego filmów są zawsze świadomi swoich ograniczeń wynikających z ich ekonomicznej pozycji i statusu prekariuszy, ale też nie chcą się z tym pogodzić. Bywają zdesperowani, ale to dlatego, że się nad sobą nie użalają i próbują przeć do przodu. Transseksualne prostytutki z niewyparzonym językiem, zaniedbane dzieci niedojrzałych i zagubionych rodziców czy przeżute przez branżę przebrzmiałe porno gwiazdy w zarazem zabawnym, mądrym i przenikliwym kinie Bakera mówią jednym głosem. O marzeniach, które zawsze trzeba gonić i wierze w znośniejszą przyszłość, której nigdy nie wolno tracić.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.