VOD: Pig

pig

 

PIG
polska premiera: sierpień 2021
reż. Michael Sarnoski

moja ocena: 6.5/10

 

Punkt wyjścia dla dramatu egzystencjalnego Michaela Sarnoskiego wydaje się absurdalny. Oto żyjący na dzikim odludziu truflarz w wyniku brutalnej napaści zostaje pozbawiony swojej świni, która w leśnym runie wynajdowała cenny produkt i była jedynym towarzyszem mężczyzny. Zwierzę zostało uprowadzone, a właściciel zrobi wszystko, by je odzyskać. Ponieważ aktualnie kariera aktorska Nicolasa Cage’a rozwidla się w najbardziej groteskowych kierunkach, więc teraz w “Pig” można by było się spodziewać krwawego kina zemsty i szarżującego aktora w toku śledztwa brutalnie rozprawiającego się ze swoimi przeciwnikami. W finale jednoczącego się czule ze swoim chrumkającym zwierzakiem. Nic takiego jednak nie ma tu miejsca, co w sumie stanowi duże zaskoczenie. Zemsta smakuje tu najlepiej podana na ciepło i z czułością. Jeśli ktoś nie pamięta, niegdyś Cage był całkiem niezłym aktorem dramatycznym, po którego charyzmę i zawodowy dystans sięgnęło kino rozrykowe. I to zarówno efektowne sensacyjniaki, jak i produkcje o B-klasowym rodowodzie. Aktor niespecjalnie selekcjonował scenariuszowe oferty, więc popkultura po prostu mocno go wyeksploatowała i zdemonetyzowała jego niegdysiejszą markę. Paradoksalnie “Pig” stanowi dziwaczny pomost między dawną renomą Cage’a a jego dzisiejszym statusem postaci tyleż kultowej, ile karykaturalnej. Dzieło Sarnoskiego uwypukla solidny dramatyczny warsztat Amerykanina, który niesie niemały ciężar gatunkowy tej historii na swoich barkach, lecz tę fabułę – sięgającą po estetykę noir i klasyczne (także w filmowym kontekście) tropy, opowiadaną w poważnym, minorowym tonie – trudno traktować zawsze z dostojnością. To wina decyzji o obsadzeniu tego konkretnego aktora, ale z drugiej strony, gdyby nie on, nikt nie zainteresowałby się tym całkiem ciekawym projektem.

Bohater Cage’a pokazuje swoją fizycznością, że nic nie boli tak jak życie, a każde wypowiedziane przez niego słowo buduje wokół Robina aurę mędrca łączącego cechy Jezusa i Mistrza Yody. A tak naprawdę to taki facet po przejściach, który porzucił wszystko i zaszył się się w chacie w głębi lasu, by w samotności przeżywać żałobę, mierzyć się ze stratą i godzić sam ze sobą. Z egzystencjalnego zawieszenia brutalnie wyrywa go gwałtowny atak i porwanie ukochanego zwierzęcia. Chcąc je odzyskać, mężczyzna wraca do Portland. Z tym miastem łączy go przeszłość, a ten powrót to taka niemalże po Schraderowemu mroczna eskapada do gastronomicznego podziemia. Białe obrusy i wykwintne dania na powierzchni jedynie zakrywają zepsucie i moralną degrengoladę branży, od której Robin nagle się odciął, mimo że jego legenda w tym świecie pozostała wiecznie żywa.

W tę narrację o sekretnym życiu branży gastronomicznej Sarnoski (świadomie lub nie) wpisał również krytykę współczesnego kapitalizmu, inspirując się ikonicznym “Fight Clubem” Finchera. W jego wizji – za sprawą głównego protagonisty – dominuje jednak humanizm i empatia zarówno wobec ludzi zagubionych w pogoni za sukcesem, jak i tych, którzy jak Robin, wyskoczyli z tego rozpędzonego pociągu. Każdego w końcu ścigają jego własne demony i zjadają wewnętrzne rozterki.

 

2 odpowiedzi do artykułu “VOD: Pig

  1. Krzysiek

    ‘Świnia’ to inny rodzaj kina wymagający cierpliwości widza [slow-movie (slow-cinema)]… Ta Świnia, która od lat dzieli czas z bohaterem, znajdujde mu (cenne) trufle w lesie, to działalność niemal nielegalna. Pewnego dnia jego świnia zostaje porwana (a on sam dotkliwie pobity). Zaczyna się kino zemsty, odyseja Robina (wzyscy znają go jako Roba), focus (na): Świnia ! To taki John Wick – facet-legenda (w pewnych kręgach każdy go zna), nielegalne podziemia walk (gdy Rob się w jednej podłoży, zdobędzie kilka cennych informacji). U Wicka chodziło o pieska, tutaj liczy się świnka i droga, jaką przejdzie Rob, by ja, odzyskać. Poza tym jednym (dorzucę [też tegoroczny] Nobody (i łańcuszek z kotkiem). Te światy to kolejne ukryte, gdzieś pod podłogą rzeczywitości czarne rynki. Rob siedział w lesie dziesięć (lub 15) lat. Jego personalia każdy zna – każdy smakosz (w Portland), kucharz, każdy szef kuchni – to środowisko Rob zna od podszewki, choć włóczy się ubrany jak kloszard, a raczej abnegat, bo w dodatku nie zmywa krwi ze swej brody (tak wchodzi do każdej resturacji, bo one otwierają mu swe drzwi, pomaga mu w tym raczkujący biznesmen, który co czwartek przyjeżdża do niego po trufle i handlują nimi z niezłymi rezultatami, zarabia na tym i Robin, i mały oligarcha (tak, jest synem wysoko postawionej persony z Rosji, do której prowadzą tropy). Trupów nie będzie. Rob się rozkleja i wybucha płaczem, ma nadzieję, że świnia żyje. Nie ma żadnej karty przetargowej. Odwiedza wszelkie możliwe lokalizacje – lokale, które mają trufle w swym menu (tam pyta szefów, czy wiadomość o jego zaginionej świni do nich dotarła, tak się składa, była, ale nikt mu nie chce pomagać). Rob (i jego współpracownik) ogarnia(ją) też adresy innych postaci ze świata kulinariów i win(nic). Rob, Rob Feld – budzi szacunek i obawy, kosztuje obiady (nawet trufle, które z jego powodu trafiają na rynek i prezentują się smacznie, gdy spojrzeć w talerz), smakuje nektarów Bogów i je docenia, wszystko to robi w tak brudnych i śmierdzących ciuchach, że nawet bezdomny nie chciałby się w nie ubrać (w widzu to wzbudza poznawczy dysonans). Rob to nie biedak, to decyzja – warto o tym pamiętać. W pewnym momencie okazuje się, że Robin tak naprawdę nie potrzebuje swej świni, by szukała mu trufli po lesie, ma na to inne sposoby, które czyta z przyrody, a świnka…(?) – po prostu ją kochał. Nie spoileruję, bo świnka jest w filmie ledwie MacGuffinem. Formalna strona filmu przytłacza, paleta barw to głównie sepie, za barwą bohatera podąża też specyficzna, brudno-zielona, szara kolorstyka. [Napiszę jeszcze o casusie Cage’a jako aktora, bo wiele można mu zarzucać: Nicolas Cage nie jest złym aktorem – Peggy Sue got married, Arizona Junior, Wonderstruck [rola brawurowa (właśnie ta tendencja do brawury potem go zgubi)], Birdy, Snake Eyes, Bad Lieutant czy Adaptacja – to naprawdę dobre występy. Coś się jednak nagle stało, że Cage – czy to z powodu złych wyborów, albo dlatego, że stracił serce do zawodu – zaczął pojawiać się w bardzo słabych produkcjach, w których, nawet jeśli jego rola nie była najgorzej napisana, dawał słaby pokaz (jakby zatracił umiejętności) i powodował u widza poczucie irytacji (a w końcu stał się synonimem kpiny). W jego rolach zaczęło brakować dystansu do siebie (kiedy wymagały tego np. role w żałosnych komediach, jednak najgorzej, że nagle wszystkie jego role, nawet w filmach na poważnie, również stały się komediowe, efekty były żenujące). Ostatnimi czasy jakby wrócił do formy, w Mandy czy Color out of space zagrał zgodnie z charakterem tych produkcji. To już krok w sobrą stronę. Kiedy podnosi głos i mówi: ‘I want my Pig back!’, ja mu chyba wierzę.].

Skomentuj Krzysiek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.